Rodzic naucza swoje dziecko
Rodzic naucza swoje dziecko
Jakie jest wasze zdanie na ten temat, jak matka nauczycielka uczy swoje dziecko ? Spotkaliście się już z takim przypadkiem i jak uważacie, taka osoba ma lepiej w swojej szkole, czy nie i jest na równi traktowany z pozostałymi uczniami.
Zapraszam do rozmów.
Zapraszam do rozmów.
-
- Posty: 8625
- Rejestracja: 02 maja 2009, 21:11
Ale to chodzi o to jak się dziecko uczy zamiast w szkole to w domu??
Bo jeśli tak, to uważam, ze nauki w szkole nic nie zastąpi. To nie tylko nauka sama w sobie, a także spotkania z rówieśnikami, motywacja do bycia lepszym.
Wymagania.
A przecież w domu nie ma sie tego wszystkiego.
Nigdy nie pozwoliłabym na to, by moje dziecko nie miało nauki w szkole.
Bo jeśli tak, to uważam, ze nauki w szkole nic nie zastąpi. To nie tylko nauka sama w sobie, a także spotkania z rówieśnikami, motywacja do bycia lepszym.
Wymagania.
A przecież w domu nie ma sie tego wszystkiego.
Nigdy nie pozwoliłabym na to, by moje dziecko nie miało nauki w szkole.
Nauka w domu to nie to samo. Szkoła to szkoła, trzeba do niej chodzić. W szkole człowiek uczy się nie tylko "mądrych rzeczy" ale uczy się życia. Tego jak kombinować i takie tam?
Nawiązuje przyjaźnie z rówieśnikami, poznaje sympatie swoje. W domu się takich rzeczy nie nauczy.
A poza tym w szkole bywa smiesznie
Nawiązuje przyjaźnie z rówieśnikami, poznaje sympatie swoje. W domu się takich rzeczy nie nauczy.
A poza tym w szkole bywa smiesznie
Peggy_Brown, chyba chodzi o to,że matka uczy jakiegoś przedmiotu własne dziecko w szkole jako nauczyciel..
No ja znam taki przypadek. Moja nauczycielka od fizyki z gimnazjum,uczyła swojego syna,który był w moim wieku tylko,że w równoległej klasie. Nie miał taryfy ulgowej..Każdy myślał,że załatwi na lewo pytania z testów itd,ale nie było na to szans.. Skubana uparta była
No ja znam taki przypadek. Moja nauczycielka od fizyki z gimnazjum,uczyła swojego syna,który był w moim wieku tylko,że w równoległej klasie. Nie miał taryfy ulgowej..Każdy myślał,że załatwi na lewo pytania z testów itd,ale nie było na to szans.. Skubana uparta była
-
- Posty: 8625
- Rejestracja: 02 maja 2009, 21:11
wg mnie takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, nie w starszych klasach, bo podstawówka, klasy od 1-3, to inna sprawa. nie znam chyba takiego przypadku, chociaż właśnie w którejś klasie podstawówki żona dyrektora uczyła ich dzieci, i syna i młodszą córeczkę. były skargi i szybko to jakoś rozwiązali, ale nie pamiętam już czy dziecko przenieśli do innej klasy czy zmienili nauczyciela.
Zgadzam się. Dla jego dobra muszą dbać o to,żeby dalej sobie dało radę samo. Wtedy kiedy nie będzie już mamusi,która mogłaby podciągnąć mu ocenę.Peggy_Brown pisze:A co dalej, jeśli wybierze szkołę, w której już nie będzie taryf to jak sobie poradzi??
Trzeba być w konsekwentnym w tym co się robi. Nawet w stosunku do dziecka.
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Myślę, że żaden normalny rodzic ucząc własne dziecko nie będzie stosował taryfy ulgowej wobec niego, bo zrobiłby mu tym po prostu wielką krzywdę. Ja słyszałam o przypadkach, gdzie nawet nie tylko matka, ale oboje rodzice uczyli swoją córkę w jednej szkole. Fakt, miała 5 z obu przedmiotów, ale miała do tego rzeczywiście głowę.
IMO to dziecko jest najbardziej pokrzywdzone w takiej sytuacji, szczególnie kiedy nauczyciel-rodzic daje mu fory.
Przecież to wiadome, że uczniowie zawsze wynajdują jakieś określenia/przezwiska na nauczycieli albo rysują ich karykatury lub w inny sposób dają upust swojej bezsilnej złości - co w takiej sytuacji może czuć dziecko, które widzi jak jego rówieśnicy gnoją jego matkę/ojca? Albo w drugą stronę - jeśli to nauczyciel potraktuje klasę niesprawiedliwie lub postawi za dużo jedynek przy pytaniu, to jestem pewny, że niektórzy zaczną odczuwać niechęć do dzieciaka nauczyciela, jakby to od niego zależało...
Przecież to wiadome, że uczniowie zawsze wynajdują jakieś określenia/przezwiska na nauczycieli albo rysują ich karykatury lub w inny sposób dają upust swojej bezsilnej złości - co w takiej sytuacji może czuć dziecko, które widzi jak jego rówieśnicy gnoją jego matkę/ojca? Albo w drugą stronę - jeśli to nauczyciel potraktuje klasę niesprawiedliwie lub postawi za dużo jedynek przy pytaniu, to jestem pewny, że niektórzy zaczną odczuwać niechęć do dzieciaka nauczyciela, jakby to od niego zależało...
Myślę, że to pechowa sytuacja kiedy ktoś ma za nauczyciela własnego rodzica. Dla rodzica też musi być to trochę skomplikowane,bo w sumie nigdy nie ma w 100% pewności, że jest się sprawiedliwym wobec swojego dzieciaka. Można przesadzić w drugą stronę i być bardziej wymagającym z obawy o posądzenie, że się faworyzuje. Najlepiej jednak zadbać żeby dziecko było w innej klasie. Poza tym jak ktoś wspomniał rówieśnicy nie zawsze są życzliwi i każdą, nawet zasłużoną, piątkę mogą wypomnieć jako zdobytą za nic.
No u mnie w starej klasie córunia nauczycielki tegoż przedmiotu miała taryfy ... przykłądy ?
- zawsze miała łątwe zagadnienia przy odpytywaniu
- zawsze miała 6 jako jedyna z klasy bo niby dobrze sprawdziany pisała ( które sama poprawiała w domu )
- nigdy jej nie zapytała na wyrywki
- zawsze wiedziała o niezapowiedzianych kartkówkach
samo to prawda
- zawsze miała łątwe zagadnienia przy odpytywaniu
- zawsze miała 6 jako jedyna z klasy bo niby dobrze sprawdziany pisała ( które sama poprawiała w domu )
- nigdy jej nie zapytała na wyrywki
- zawsze wiedziała o niezapowiedzianych kartkówkach
samo to prawda
Powyższy przykład to akurat jedna ze skrajności. Takie coś po prostu wpienia ludzi. Ale jednak nie wiem na podstawie czego takie rzeczy można udowodnić (bo w końcu skąd wiesz, że poprawiała te sprawdziany?). Ballada, to równie dobrze może być przypadek i wasze usilne szukanie w tym jakiegoś błędu i sprowadzania wszystkiego do faworyzowania.
Jednak taki uczeń czy uczennica ma też źle kiedy nie ma faworyzowania. Każda lepsza ocena od razu jest skierowana do tego, że jest taka osoba faworyzowana. A dlaczego? Bo dzieciaki potrzebują kozła ofiarnego i tak było, jest i będzie. I nie żebym się czepiał ale osoba powyżej według mnie to przykład takiego zachowania. Nadal nie rozumiem jak można udowodnić, że ktoś poprawia sprawdziany w domu. Chyba, że lustrujecie człowieka przez 24h żeby na siłe coś udowodnić.
Jednak taki uczeń czy uczennica ma też źle kiedy nie ma faworyzowania. Każda lepsza ocena od razu jest skierowana do tego, że jest taka osoba faworyzowana. A dlaczego? Bo dzieciaki potrzebują kozła ofiarnego i tak było, jest i będzie. I nie żebym się czepiał ale osoba powyżej według mnie to przykład takiego zachowania. Nadal nie rozumiem jak można udowodnić, że ktoś poprawia sprawdziany w domu. Chyba, że lustrujecie człowieka przez 24h żeby na siłe coś udowodnić.
poprawiała je bo sie sama zdradziłąPowyższy przykład to akurat jedna ze skrajności. Takie coś po prostu wpienia ludzi. Ale jednak nie wiem na podstawie czego takie rzeczy można udowodnić (bo w końcu skąd wiesz, że poprawiała te sprawdziany?). Ballada, to równie dobrze może być przypadek i wasze usilne szukanie w tym jakiegoś błędu i sprowadzania wszystkiego do faworyzowania.
moja koleżanka X miała zagrożenie i tylko dobrze napisany sprawdzian mógł ją uratować .Jako że córunia nauczycielki się z to moją X również kolegowała to w domu jej poprawiła sprawdzian na 5
Re: Rodzic naucza swoje dziecko
Spotkałam się raz z takim przypadkiem, w gimnazjum moją klasę uczyła biolożka, która była mamą jednej z uczennic w naszej klasie. Nie rozmawiały ze sobą nigdy, co było dosyć zabawne, ale czuć było niezręczność w powietrzu.
Re: Rodzic naucza swoje dziecko
Przez całą swoją edukację dziękowałam Opatrzności, że moja mama nie jest nauczycielką. To, co doświadczał mój kolega i koleżanka ze swoimi mamami nauczycielkami, to czysta poezja . Praktycznie cały czas na kontrolowanym. I ta chwila, kiedy musieli zamiast "proszę pani", powiedzieć "mamo".
Re: Rodzic naucza swoje dziecko
Szkoda, że nigdy nie byłam świadkiem takiej sytuacji. Oddałabym wszystko za zobaczenie takiego momentu. Cały dzień miałabym ubaw.Dafne pisze: I ta chwila, kiedy musieli zamiast "proszę pani", powiedzieć "mamo".
Taki moment;
- Mamo mogę do łazienki?
Nie miałam nikogo takiego w klasie, kto by miał za nauczyciela tatusia czy mamusie, ale u nas w gimnazjum były takie przypadki. Nauczycielka od polskiego, jej córka miała szóstkę z polskiego. Uczyła córcie i córcia wszystko wiedziała.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości