Peggy_Brown pisze:Związek to też jest poważna sprawa. Szczególnie jak ma długi staż i ktoś chce robić przerwy? Po co? By przekonać się czy się zatęskni? By odpocząc? Czy po co?
Pewnie, że związek to też poważna sprawa, ale małżeństwo to już coś innego. Nie tak łatwo się rozstać, trzasnąć drzwiami i wyjść. A jeśli nawet, to pozostaje problem w postaci podziału majątku czy załatwienia adwokata. Więc zwykły związek nigdy nie będzie miał takiej samej rangi, co małżeństwo. I chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
Inaczej też w przypadku związku, gdzie jeszcze się chodzi na randki, a wspólnego mieszkania i prowadzenia gospodarstwa domowego. Fakt, w przypadku życia "na kocią łapę", ma się z głowy prawników, ale są też kwestie ekonomiczne do rozwiązania. Znam parę, która mieszkała przed ślubem ze sobą i rozstali się, gdy już władowali kasę w wesele. Fajnie, że przed ślubem niż po sobie zdali sprawę, że jednak nic z tego nie będzie, ale pozostała kwestia... oddania kasy, którą się już władowało. To wyjątkowo niemiła sytuacja, kiedy trzeba upominać się o pieniądze, a jednak trzeba to załatwić z klasą i po ludzku. Dlatego ja raczej nie mieszkałabym z facetem przed ślubem, a jeśli tak, wolałabym być zaręczona. Parę osób z mojego otoczenia już się nadziało na coś takiego, dlatego w moim przypadku "kocia łapa" nie wchodzi w grę. Jeśli nie miałabym pewności, że związek zakończy się kiedyś małżeństwem, że facet myśli o ślubie, to bym z nim nie była. Takie staroświeckie poglądy, ale w przypadku naszych rodziców czy dziadków się sprawdziły, więc nie zamierzam z tego rezygnować na rzecz "nowych" modeli związków. Ok, koniec dygresji...
No właśnie, by odpocząć. Chyba o to w tym chodzi.
Co do pytania "po co", też mogłabym zadać pytanie "po co się od razu rozstawać"? Na pewno ktoś by mi wtedy odpowiedział: "a po co być ze sobą na siłę" czy szarpać się i tak byśmy mogły przerzucać piłeczkę jak podczas gry w ping ponga... Więc pytanie o sens czegoś: nie ma sensu. A jeśli już pyta się o sens, to rozumiem, że wyraża się jakąś inicjatywę, by to zrozumieć. Bo jeśli chodzi tylko o negowanie danego zjawiska, to już inna historia, prowadząca donikąd.
Ja tak całkowicie bym przerwy nie skreśliła. Ona może służyć terapii. Ale tak jak mówiłam... to zależy od pary i od sytuacji. Wiadomo, że idea przerw nie ma sensu, gdy partnerzy nie dogadują się na żadnej płaszczyźnie (wtedy lepiej się rozstać, gdy już na początku się nie układa), ale bywa, że przechodzi kryzys. I to tak wielki, że nie mogą na siebie patrzeć. Wtedy to całkiem co innego. Nadal się kochają, ale za wiele ran i krzywd doznali. Możesz nie wierzyć Peggy, ale przerwa w takich sytuacjach może wiele dobrego zrobić. O ile partnerom na sobie zależy i chcą się starać.
Inaczej jest też np. w przypadku takiej Ruty, która dużo spędza czasu ze swoim facetem i wierzę, że czasem się nie da bez kłótni. Ale z tego powodu nie warto robić przerw. Inaczej w sytuacji poważnego kryzysu. Ludzie mogą z niego wyjść pomyślnie, a mogą się rozstać. Ale warto o związek zadbać, by mieć świadomość, że spróbowało się różnych metod, także przerw.
Różnie się w życiu układa. Lepiej zrobić sobie przerwę i ew. wrócić do siebie niż od razu wziąć rozwód. Emocje, nawet te najbardziej skrajnie złe, opadną i... być może będzie można zacząć od nowa, dać sobie szansę.
Poza tym, rozróżnijmy przerwę, czyli czasową rozłąkę ze względu na okoliczności ekonomiczne, a świadomy wybór.