Homofobia
Re: Homofobia
Odnosze wrazenie, ze traktujecie adopcje dziecka jak pojscie do sklepu po bulki. Znam pare[ sa hetero], sa sasiadami mojej bratowej. Od lat staraja sie o adopcje dziecka, bo nie sa w stanie miec wlasnego potomstwa. Specjalnie wzieli slub, by lepiej wypasc w dokumentach, sa dziani, maja wielki dom, sporo czasu, edukacje... Dziecka im nie chca przyznac, bo to czy sramto. Przez lata system trzymal ich na smyczy dokladnie analizujac ich samych, ich sytuacje domowa, sytuacje w rodzinie, w pracy... Jezeli jakas para gejow dostaje wniosek o mozliwosci adopcji, to znaczy ze wszystko powinno byc z nimi ok, to znaczy, ze ich domostwo, rodzina i oni sami maja korzystne warunki na wychowanie dziecka. Adopcja serio nie jest taka latwa.
Re: Homofobia
Panno aspołeczne.kurczę, nihilizm i kontrwartości mnie nie przerażają.aspołeczne.kurczę pisze: Nie siej Pan paniki. Z mojego motta nie wynika, że nie wyznaje żadnych wartości, można co najwyżej podejrzewać, że te wartości niekoniecznie współgrają z tym, co oczywiste w świecie wartości. A może po tym wyznaniu powinien Pan jeszcze bardziej spanikować, bo kontrwartości są chyba bardziej niebezpieczne niż ich brak
Przerażają mnie opary absurdu w jakich skąpane są Twoje procesy myślowe i Twoje poglądy, Moja Panno!
Motto Twoje brzmi: Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Jeśli tak , jeśli twierdzimy, że wszystko można poddać w wątpliwość, to nie możemy mówić o jakichkolwiek prawdach absolutnych, czy jakichkolwiek wartości uniwersalnych , bo wszystko da się przecież podważyć np. celowość, sens i wartość ludzkiego życia (nihilizm egzystencjalny), istnienie absolutnych wartości moralnych (nihilizm moralny), ba: można nawet kwestionować istnienie wszystkich bytów ( nihilizm ontologiczny).
W kontekście Twego motta pisanie przez Ciebie, że uważasz ,że istnieją pewne wartości uniwersalne/ prawa naturalne (np. prawo do wolność od cierpienia) są po prostu nonsensem. Zgodnie z twoją dewizą bowiem wszystko można bowiem poddać w wątpliwość a więc nie ma twierdzeń/ sądów prawdziwych, pewnych i obiektywnych (wszystko podlega bowiem relatywizacji- więc i Twoje wartości/ kontrwartości też).
Jest jednak pewna furtka pozwalająca Tobie wymknąć się z założonego przeze mnie potrzasku:
A może aspołeczne.kurczę uważasz, że jesteś kimś w rodzaju,, Nadczłowieka” lub ,,Tej Wybranej” - jedynej uprawnionej do formułowania prawd i sądów absolutnych, która z pogardą patrzy na prawdy, poglądy formułowanych przez nas-zwykłych ,, podludzi” ?
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
Trochę się Panie kolego zagalopowałeś. Podawanie czegoś w wątpliwość nie musi pociągać za sobą odrzucenia tego czegoś. Jak wcześniej pisałam, za podstawową wartość uważam "wolność od cierpienia", wiesz Pan dlaczego? Bo ta pozytywnie przeszła test wątpliwości. I uważam tę wartość za absolutną i uniwersalną w takim sensie, że dla mnie samej funkcjonuje ona jak pierwsze przykazanie w dekalogu, który ma porządek hierarchiczny (wartość "nad" jest "nadrzędna wobec tej "pod") oraz życzę sobie, że inni ludzie współwyznawali ze mną tę wartość. Podczas gdy nihilizm moralny rozumiem jako postawę, która polega na obojętności moralnej - "róbta co chceta", "niech każdy działa podług własnego sumienia" etc. Postawa ta jest mi obca.rytygier pisze: Motto Twoje brzmi: Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Jeśli tak , jeśli twierdzimy, że wszystko można poddać w wątpliwość, to nie możemy mówić o jakichkolwiek prawdach absolutnych, czy jakichkolwiek wartości uniwersalnych , bo wszystko da się przecież podważyć np. celowość, sens i wartość ludzkiego życia (nihilizm egzystencjalny), istnienie absolutnych wartości moralnych (nihilizm moralny), ba: można nawet kwestionować istnienie wszystkich bytów ( nihilizm ontologiczny).
Wydaje mi się, że mylnie uważasz, że wartością absolutną może być tylko coś, w co się nigdy nawet nie śmiało zwątpić. A dla mnie każdy człowiek, który nigdy nie rozmyślał nad słusznością wyznawanych wartości jest głupcem...filozoficznym. Głupca filozoficznego łatwo poznać po tym, że jeśli się go wyręczy i za niego poda w wątpliwość wartość, która jest dla niego ważna, zadając trudne (dla niego) pytanie, w odwecie da nam popis mechanizmów obronnych. Moje ulubione to "No przestań! Nie wolno tak mówić!". Innymi słowy, jeśli ktoś nie potrafi uzasadnić swoich wartości, nigdy nie zaczął myśleć samodzielnie w poważnym tego słowa znaczeniu.
Nie uważam się za nadczłowieka. Znam inne osoby myślące podobnie do mnie, więc nie jako jedyna mam patent na prawdę. Ale racja, że często z pogardą patrzę na prawdy, poglądy osób o wartościach mi dalekich z prostego powodu, bo jako osoba, która ma jakieś wartości, które uważa za uniwersalne nie mogą traktować na równi mojego światopoglądu z innym, który jest przeciwieństwem mojego. Tylko relatywista moralny może traktować obce sobie wartości na równi ze swoimi. A brak emocjonalnego zaangażowania, a więc skłonności do odczuwania silnych reakcji jak pogarda, nienawiść, entuzjazm podczas konfrontowania swojego światopoglądu z cudzym też wskazuje na relatywizm moralny, ci wszyscy obojętniacy, z chłodem przyjmujący skrajnie różne od własnych poglądy za naczelną wartość muszą mieć "wolność sumienia".A może aspołeczne.kurczę uważasz, że jesteś kimś w rodzaju,, Nadczłowieka” lub ,,Tej Wybranej” - jedynej uprawnionej do formułowania prawd i sądów absolutnych, która z pogardą patrzy na prawdy, poglądy formułowanych przez nas-zwykłych ,, podludzi” ?
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
Rzecz polega na tym, by pokazać im, że różni ludzie różnie żyją. Dla jednych homoseksualizm jest dewiacją czy grzechem, ciężko, by w takich rodzinach dzieci uczyły się, że sąsiad z góry lubi chłopców. Na pewno nie jest to coś obowiązkowego, ale uniknęlibyśmy śmiania się, wytykania palcami dzieci z "innych" rodzin. Jednak sensownie byłoby, gdyby dziecko miało prawo wyboru, a nie czuło, że wisi nad nim topór: "masz ich akceptować, bo...", wtedy jest to bez sensu. Uprzedzając, nie ma to nic wspólnego z homopropagandą, która na dłuższą metę jest niebezpieczna (bo dewaluuje tradycyjny, ten "normalnieszy" model rodziny), a raczej z pokazywaniem świata takim, jaki jest.cvku pisze:Nigdy w życiu. Proszę, nie... to jest atakowaniem ich bezbronnej psychiki jak to powiedział profesor.
Re: Homofobia
droga pani dafne..dziecko trzeba ukształtowac ..wyedukowac..nikt nie rodzi sie z umiejętnością chodzenie mówiemia czy jedzenia..tego mają nauczyc rodzice lub opiekunowie...jeśli dziecko ma wzorce to według nich postępuje..przykładem jest tutaj przypadek rodziny z syrii gdzie od pokoleń mężczyżni bzykali owce..dziedek ojciec i syn..dla nich to norma a dla nas zboczenie..ja nie musze tego akceptowac abym był poprawny politycznie i nie wychodził na ksenofoba...
Re: Homofobia
Dafne - dobrze uchwyciłaś temat. Jak ktoś uważa, że homoseksualiści to zwyrole i pewnie pedofile, to oczywiście z takiego punktu widzenia, okropnie jest oddawać im dzieci do adopcji.
Jak ktoś uważa, że jest to po prostu tylko inna orientacja i nic nadto, to nie ma przeciwwskazań.
Tylko to jest też odwracanie kota, że te dyskusje o równouprawnieniu zawsze sprowadzają się do dzieci. A to chodzi o status prawny par, które razem żyją i mają dziesiątki innych problemów niż akurat adoptowanie dziecka.
Jak ktoś uważa, że jest to po prostu tylko inna orientacja i nic nadto, to nie ma przeciwwskazań.
Tylko to jest też odwracanie kota, że te dyskusje o równouprawnieniu zawsze sprowadzają się do dzieci. A to chodzi o status prawny par, które razem żyją i mają dziesiątki innych problemów niż akurat adoptowanie dziecka.
Re: Homofobia
Tak, to jest naturalne i zrozumiałe. Jacek ma swoje problemy, jego rówieśnicy w Afryce swoje. Jacek miał MNIEJ POWAŻNY problem niż dzieci w Afryce. Z tym, że dla niego akurat ten problem był dostateczny żeby się powiesić - tego wcale nie neguję. Nie rozmawiajmy o tym już. : (aspołeczne.kurczę pisze:Homoseksualny Jacek urodzony w pewnej polskiej kołtuńskiej wsi pewnego dnia postanawia się powiesić w stodole nie robiąc sobie zupełnie nic z tego, że w Afryce przymierający głodem rówieśnik Jacka chciałby mieć takie problemy jak Jacek.
Dokładnie tak, ale to jest niechęć do tych konkretnych ludzi. Przyznajesz więc, że nie miałaś wcześniej racji twierdząc że to jest niechęć tylko do preferencji człowieka, a jego całego? Tak samo, jeśli złodziej ukradnie Ci samochód, czujesz niechęć właśnie do niego przez to że jest złodziejem, czy niechęć do kradzieży jako czynu a do niego nie masz nic? (na tym szczeblu zupełnie przypadkowo porównuje złodziejstwo - czyn zabroniony do homoseksualizmu - nie zabronionego)aspołeczne.kurczę pisze:Warunkiem wystąpienia homofobii jest wystąpienie homoseksualizmu u osoby, do której czuje się uprzedzenie.
Czyli nie ma podziału na problemy poważne i mniej poważne, ale jest podział na poglądy kołt... (już mnie to słowo brzydzi) i te słuszne?aspołeczne.kurczę pisze:Więc przekładając to na moją sytuację, nie jestem babciofobem, tylko kołtunofobem, bo nie każda babcia jest kołtunem i nie każdy kołtun jest babcią. A warunkiem wystąpienia kołtunofobii jest kołtuństwo.
Cooooooooooooo... myślałem do tej pory, że masz swoje poglądy i po prostu ich bronisz, ale Ty jednak nie jesteś zbytnio myśląca, bez urazy.aspołeczne.kurczę pisze:Nie istnieje na takiej samej zasadzie jak owoc i warzywo.
Dziecko nie jest własnością rodziców, ale do nich przynależy. Nie Twoje dziecko nie jest też Twoją własnością, żebyś dysponowała sobie nim jak chcesz.aspołeczne.kurczę pisze:Czyli moje obawy się potwierdziły.
Sądziłem, że to będzie miłość czy coś w tym rodzaju, a tutaj proszę. Tylko na jakiej zasadzie wolność od cierpienia jest uniwersalną wartością?aspołeczne.kurczę pisze:Wolność od cierpienia.
Chcesz dobrze, rozumiem, ale ten pomysł jest obrzydliwie chory. Zły, wstrętny i zdrowo myślący człowiek nigdy by na coś takiego nie wpadł. Dziecko w przedszkolu powinno dostawać obrazek jabłka i uczyć się, że to jab-łko, że służy do jedzenia (ewentualnie, że jest owocem choć aspołeczna koleżanka nie zna takiego wyrazu, skoro dla niej nie istnieje). Koniec edukacji. Nic więcej. Boże chroń te biedne dzieci...Dafne pisze:Rzecz polega na tym, by pokazać im, że różni ludzie różnie żyją. Dla jednych homoseksualizm jest dewiacją czy grzechem, ciężko, by w takich rodzinach dzieci uczyły się, że sąsiad z góry lubi chłopców. Na pewno nie jest to coś obowiązkowego, ale uniknęlibyśmy śmiania się, wytykania palcami dzieci z "innych" rodzin. Jednak sensownie byłoby, gdyby dziecko miało prawo wyboru, a nie czuło, że wisi nad nim topór: "masz ich akceptować, bo...", wtedy jest to bez sensu. Uprzedzając, nie ma to nic wspólnego z homopropagandą, która na dłuższą metę jest niebezpieczna (bo dewaluuje tradycyjny, ten "normalnieszy" model rodziny), a raczej z pokazywaniem świata takim, jaki jest.
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
Nie do końca się zgadzam. Zgadzam się, że moje wcześniejsze stwierdzenie, że niechęć dotyczy samej preferencji jest nie do końca trafne, bo jednak niechęć jest skierowana na osobę, a więc nie jest przedmiotowa, tylko podmiotowa, zatem padon, trochę uprościłam. Ale znowu Ty upraszczasz w drugą stronę. Bo mówisz o całym człowieku. A jak chcesz to niby zmierzyć? Można jeszcze próbować rozpatrywać homofobię tylko jako występującą w danej chwili niechęć do osoby homoseksualnej i wówczas ten homoseksualizm pod wpływem naszych silnych emocji mógłby "wypełnić" nam całego człowieka, tak że traktowalibyśmy go jako uosobienie homoseksualizmu. Ale wówczas nie byłoby zasadne mówić o tym, że ktoś jest homofobem, lecz tylko, że nim bywa. Podobnie ktoś może bywać złodziejofobem tylko wtedy, gdy ktoś go okradnie.cvku pisze:Dokładnie tak, ale to jest niechęć do tych konkretnych ludzi. Przyznajesz więc, że nie miałaś wcześniej racji twierdząc że to jest niechęć tylko do preferencji człowieka, a jego całego? Tak samo, jeśli złodziej ukradnie Ci samochód, czujesz niechęć właśnie do niego przez to że jest złodziejem, czy niechęć do kradzieży jako czynu a do niego nie masz nic? (na tym szczeblu zupełnie przypadkowo porównuje złodziejstwo - czyn zabroniony do homoseksualizmu - nie zabronionego)
Jest podział na problemy poważne i mniej poważne, ale jest całkowicie subiektywny. A podział na poglądy kołtuńskie i niekołtuńskie też jest w jakimś stopniu subiektywny, granicę wyznacza definicja tego pojęcia.Czyli nie ma podziału na problemy poważne i mniej poważne, ale jest podział na poglądy kołt... (już mnie to słowo brzydzi) i te słuszne?
Przykro mi, że Cię zasmuciłam.Cooooooooooooo... myślałem do tej pory, że masz swoje poglądy i po prostu ich bronisz, ale Ty jednak nie jesteś zbytnio myśląca, bez urazy.
I nie żywiąc cienia urazy (znam swoje defekty i je jako tako akceptuję), chciałabym wiedzieć, co Cię skłoniło do tak trafnego (szacun) zdiagnozowania mojego stanu intelektualnego? Co w mojej wypowiedzi na to wskazuje? Bardzo będę wdzięczna za odpowiedź. Może trochę mi pomożesz rozruszać te moje zgnuśniałe szare komórki?
A na czym polega stosunek "przynależenia"? Na jakiej podstawie wyznacza się granice pomiędzy właściwym a niewłaściwym (czyli takim "własnościowym") dysponowaniem dzieckiem?Dziecko nie jest własnością rodziców, ale do nich przynależy. Nie Twoje dziecko nie jest też Twoją własnością, żebyś dysponowała sobie nim jak chcesz.
Ponownie przepraszam, że Cię zawiodłam. Wolność od cierpienia jest w takim sensie uniwersalną wartością, że nie ograniczam jej do własnego życia. Rozpatrując życie każdego innego człowieka (i nie tylko człowieka) właśnie tę wartość traktuję jako nadrzędną.Sądziłem, że to będzie miłość czy coś w tym rodzaju, a tutaj proszę. Tylko na jakiej zasadzie wolność od cierpienia jest uniwersalną wartością?
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
Zmierzyć uprzedzenie? Po co? Nie ma takiej potrzeby.aspołeczne.kurczę pisze:Bo mówisz o całym człowieku. A jak chcesz to niby zmierzyć?
Nie można. Masz prawo do własnych obserwacji, ale nie do przekręcania definicji wyrazów. Można zatem niechęć do osób seksualnych rozpatrywać w ten sposób, nie samą homofobię.aspołeczne.kurczę pisze:Można jeszcze próbować rozpatrywać homofobię tylko jako występującą w danej chwili niechęć do osoby homoseksualnej
E-e. Czyli złodziej jest złodziejem w momencie aktu kradzieży, bo kiedy wróci do domu i położy się spać to już nie jest złodziejem?aspołeczne.kurczę pisze:Ale wówczas nie byłoby zasadne mówić o tym, że ktoś jest homofobem, lecz tylko, że nim bywa.
Nic z tych rzeczy. Jeśli ktoś nie ma nic przeciwko okradaniu, to nawet będąc okradzionym na horrendalną kwotę i niezależnie jak bardzo będzie zły nie można mówić o żadnej fobii. Natomiast nie wiem co termin złodziejofobia w ogóle oznacza. Podam więc inny bardzo ciekawy przykład - heksakosjoiheksekontaheksafobia to strach przed liczbą 666. Nie, nie jestem pijany i nie wciskam losowych liter na klawiaturze z końcówką fobia, taki wyraz istnieje na prawdę. Więc skoro ktoś nie jest heksakosjoiheksekontaheksafobem w rzeczywistości, a gdzieś na przykład w rejestracji samochodowej zaniepokoiła go liczba 666 to nie jest tym... heksa.. cośtam.. fobem w tym danym momencie.aspołeczne.kurczę pisze:Podobnie ktoś może bywać złodziejofobem tylko wtedy, gdy ktoś go okradnie.
O definicjach wyrazów już nie rozmawiajmy. xDaspołeczne.kurczę pisze:Jest podział na problemy poważne i mniej poważne, ale jest całkowicie subiektywny. A podział na poglądy kołtuńskie i niekołtuńskie też jest w jakimś stopniu subiektywny, granicę wyznacza definicja tego pojęcia.
Wyraz który podałaś wcześniej nie istnieje, jednak owoc i warzywo ma swoją definicję.aspołeczne.kurczę pisze:Przykro mi, że Cię zasmuciłam.
I nie żywiąc cienia urazy (znam swoje defekty i je jako tako akceptuję), chciałabym wiedzieć, co Cię skłoniło do tak trafnego (szacun) zdiagnozowania mojego stanu intelektualnego?
Wspieraj się literaturą naukową i podszkól słownictwo, ja nie jestem wzorem do naśladowania. Swoje wiem i na tyle na ile umiem mogę się podzielić, choć ludzie którzy piszą w internecie ogólnie nie powinni być źródłem wiedzy.aspołeczne.kurczę pisze:Bardzo będę wdzięczna za odpowiedź. Może trochę mi pomożesz rozruszać te moje zgnuśniałe szare komórki?
Na pozycji w drzewie genealogicznym w tym przypadku.aspołeczne.kurczę pisze:A na czym polega stosunek "przynależenia"?
Mam propozycję, żeby trochę przyhamować dyskusję i rozróżniać takie sprawy na to co jest tylko naszą prywatną opinią i gdzie jest moralna granica każdego z nas, a na to co teraz prawnie obowiązuje i na to jak to prawo powinno się ewentualnie zmienić.aspołeczne.kurczę pisze:Na jakiej podstawie wyznacza się granice pomiędzy właściwym a niewłaściwym (czyli takim "własnościowym") dysponowaniem dzieckiem?
Zaskoczyłaś, a nie zawiodłaś. Dla mnie mój ból nie jest moim wrogiem.aspołeczne.kurczę pisze:Ponownie przepraszam, że Cię zawiodłam.
Czyli gdyby ktoś zaatakował Twojego bliskiego członka rodziny to nie byłabyś w stanie pomóc przez to, że naraziłabyś się na ból. Ja mam pewne wartości za które walczyłbym i za które bym umarł. Taka różnica pomiędzy prawicowcami, a lewicowcami jest bardzo powszechna, więc dlatego nie możemy się zgodzić co do adopcji dzieci przez homosiów. Dla Ciebie najważniejsze jest to, żeby to dziecko jakoś tam żyło byleby jakoś przetrwało bez bólu i miało co jeść i pić. Ja dobro dziecko widzę w innym aspekcie.aspołeczne.kurczę pisze:Wolność od cierpienia jest w takim sensie uniwersalną wartością, że nie ograniczam jej do własnego życia. Rozpatrując życie każdego innego człowieka (i nie tylko człowieka) właśnie tę wartość traktuję jako nadrzędną.
Re: Homofobia
A o czym cały czas mówię? Jak oczekiwać od dziecka szacunku wobec innych, skoro się tego nie nauczyło w domu? Czytasz w ogóle co piszę?cayman pisze:dziecko trzeba ukształtowac ..wyedukowac..nikt nie rodzi sie z umiejętnością chodzenie mówiemia czy jedzenia..tego mają nauczyc rodzice lub opiekunowie.
Pisałeś, że dzieci mogą się śmiać z dzieci z rodzin homo. Więc podaję rozwiązanie. Innego nie widzę na obecną chwilę, niż rozmowa z dzieckiem o takich rodzinach.cvku pisze:Chcesz dobrze, rozumiem, ale ten pomysł jest obrzydliwie chory. Zły, wstrętny i zdrowo myślący człowiek nigdy by na coś takiego nie wpadł. Dziecko w przedszkolu powinno dostawać obrazek jabłka i uczyć się, że to jab-łko, że służy do jedzenia (ewentualnie, że jest owocem choć aspołeczna koleżanka nie zna takiego wyrazu, skoro dla niej nie istnieje). Koniec edukacji. Nic więcej. Boże chroń te biedne dzieci...
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
Ok, tylko chciałam tą interpretacją próbować obronić Twoją "niechęć do całego człowieka". A tak na marginesie (bo widzę, że mam do czynienia z zaciekłym konserwatystą językowym), to słowa w naturalny sposób zmieniają swoje znaczenia. Twoje "przekręcanie" definicji to stały i powszechny składnik ewolucji języka, a zarazem ślad ewolucji myśli.cvku pisze:Nie można. Masz prawo do własnych obserwacji, ale nie do przekręcania definicji wyrazów. Można zatem niechęć do osób seksualnych rozpatrywać w ten sposób, nie samą homofobię.
To jest wbrew pozorom niegłupie i ciekawe pytanie zasługujące na pogłębioną dyskusję, ale nie sądzę (biorąc pod uwagę niechęć, z jaką podchodzisz do jakiegokolwiek nowatorstwa, czy to chodzi o same używani neologizmów, czy głębszą ingerencję w semantykę pojęć), żebyś był tym zainteresowany. Więc żebym nie wyszła na maniaczkę, która do znudzenia drąży temat, oszczędzę sobie odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście, jeśli zechcesz z rozkoszą o Tym z Tobą na serio porozmawiam.cvku pisze: E-e. Czyli złodziej jest złodziejem w momencie aktu kradzieży, bo kiedy wróci do domu i położy się spać to już nie jest złodziejem?
Znam człowieka, który nie miał nic przeciwko drobnym kradzieżom w wykonaniu osób ubogich. Pewnego dnia sam padł ofiarą takiej drobnej kradzieży w najgorszej chwili, w jakiej mogło się to zdarzyć. Był w obcym mieście, właśnie pilnie potrzebował gotówki, miał nieczynną kartę płatniczą, a banki były pozamykane. Dużo czasu musiało minąć, zanim z jego ust zeszło "Je*ane złodzieje, takich to powinno się zamykać w izolatkach". Nawet jeśli po czasie ochłonął, to w tym czasie, jak hejtował złodziei był złodziejofobem.Nic z tych rzeczy. Jeśli ktoś nie ma nic przeciwko okradaniu, to nawet będąc okradzionym na horrendalną kwotę i niezależnie jak bardzo będzie zły nie można mówić o żadnej fobii.
Uwaga, bardzo Cię zaskoczę: niechęć do złodziei.Natomiast nie wiem co termin złodziejofobia w ogóle oznacza.
Widzisz, ja choć nie stronię od literatury naukowej, to wyżej sobie cenię poezję, beletrystkę i dokument. I oczywiście eseje filozoficzne! A podejście do języka jako filolożka, filozofka i artystka mam dość swobodne. A i nie widzę związku pomiędzy oczytaniem w literaturze naukowej czy konserwatywnym podejściu do języka a kondycją intelektualną.Wspieraj się literaturą naukową i podszkól słownictwo...
Interesujący sąd. Dlaczego tak sądzisz?...choć ludzie którzy piszą w internecie ogólnie nie powinni być źródłem wiedzy.
A w takim sensie to i ja mogę się zgodzić, że dziecko przynależy do rodzica, tak jak prosiak do maciory, która go zrodziła, i kurczaczek do kury, która złożyła jajo, z której się ono wykluło.Na pozycji w drzewie genealogicznym w tym przypadku.
Nie, bo nigdzie nie pisałam, że mój ból jest dla mnie ważniejszy od bólu innego człowieka. Cierpienie też stopniuję.Czyli gdyby ktoś zaatakował Twojego bliskiego członka rodziny to nie byłabyś w stanie pomóc przez to, że naraziłabyś się na ból.
Żeby najlepiej oddać moje myślenie: nieuchronne cierpienie potencjalnego dziecka, które mogłabym sprowadzić na świat jest dla mnie bardziej istotne niż moje ew. cierpienie spowodowane niezaspokojeniem instynktu macierzyńskiego. Stąd rozmnażanie z rozmysłem (szerzej znane np. jako "planowanie rodziny") uważam za najbardziej niemoralny czyn, jakiego można się dopuścić.
Ja też. Szczególnie, że dla mnie akurat życie nie jest żadną wartością. Gdybym moją śmiercią mogła sprawić, że żaden człowiek już nigdy nie przyjdzie na świat, bez wahania poszłabym na taką śmierć pod warunkiem, że byłaby bezbolesna albo tak mało bolesna jak to tylko możliwe.Ja mam pewne wartości za które walczyłbym i za które bym umarł.
A widzisz, ja nie jestem prawicowcem, do lewaka mi bliżej, ale też mnie ta etykietka nie wyczerpuje, a akurat mam ten punkt wspólny z Tobą wyżej.Taka różnica pomiędzy prawicowcami, a lewicowcami jest bardzo powszechna, więc dlatego nie możemy się zgodzić co do adopcji dzieci przez homosiów. Dla Ciebie najważniejsze jest to, żeby to dziecko jakoś tam żyło byleby jakoś przetrwało bez bólu i miało co jeść i pić. Ja dobro dziecko widzę w innym aspekcie.
I wcale nie sprowadzam dobra dziecka tylko do tego, żeby miało co jeść i pić, uważam, ze powinno mieć ciepły, pełen miłości dom, kochających rodziców, możliwość spełniani swoich marzen, wyboru tego, kim chce być itd.
I mimo to nie rozumiem, czemu jesteś przeciwny adopcji dzieci przez homosiów.
I bym zapomniała o najważnijszym:
To, że owoc i warzywo mają swoją definicję nie oznacza, że istnieją jako coś konkretnego. Nie ma czegoś takiego jak czysty owoc. Są jabłka, gruszki, śliwki, owoców nie ma. Jest to nazwa kategorii, nazwa abstrakcyjna, podobnie jak "babciość", czy jak ja to nazwałam. Choć "babciości" nie ma w słownikach, to jej status jest taki sam jak owocu.Wyraz który podałaś wcześniej nie istnieje, jednak owoc i warzywo ma swoją definicję.
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
Rozmowa z dzieckiem to ostatni punkt programu. Zawsze trzeba obejmować sprawę całościowo. Angażowanie aparatu państwowego do homo propagandy i następne punkty w tym programie to już na starcie anulują sprawę.Dafne pisze:Pisałeś, że dzieci mogą się śmiać z dzieci z rodzin homo. Więc podaję rozwiązanie. Innego nie widzę na obecną chwilę, niż rozmowa z dzieckiem o takich rodzinach.
Homofobia to niechęć do całego człowieka. Dziękuję za uwagę.aspołeczne.kurczę pisze:Ok, tylko chciałam tą interpretacją próbować obronić Twoją "niechęć do całego człowieka".
Tylko musisz to podkreślić. Wprowadzanie chaosu w słowotwórstwie zamiast ewoluować doprowadzi tylko do nieporozumienia. Jeśli media podadzą informację, że "homofob zabił homoseksualistę", trzeba odpowiednio przetworzyć tę informację, a do tego potrzebna jest jednoznaczna definicja słów. Poza tym taka niejednoznaczność jest jednym z podstawowych przykładów manipulacji medialnych.aspołeczne.kurczę pisze:A tak na marginesie (bo widzę, że mam do czynienia z zaciekłym konserwatystą językowym), to słowa w naturalny sposób zmieniają swoje znaczenia. Twoje "przekręcanie" definicji to stały i powszechny składnik ewolucji języka, a zarazem ślad ewolucji myśli.
Przewiduję, że rozmowa nie będzie zatem uderzać w meritum samej sprawy, a będzie się rozbijać o to jak definiujesz słowo złodziej. ;daspołeczne.kurczę pisze:To jest wbrew pozorom niegłupie i ciekawe pytanie zasługujące na pogłębioną dyskusję, ale nie sądzę (biorąc pod uwagę niechęć, z jaką podchodzisz do jakiegokolwiek nowatorstwa, czy to chodzi o same używani neologizmów, czy głębszą ingerencję w semantykę pojęć), żebyś był tym zainteresowany.
To ja odpowiem - jest nadal. Dziękuję za udział w tej ciekawej dyskusji. A tak poważnie, można coś ukraść i nie być jednocześnie kleptomanem, ale nie ma możliwości by coś ukraść i nie być złodziejem (wyjątek stanowią politycy).aspołeczne.kurczę pisze:Więc żebym nie wyszła na maniaczkę, która do znudzenia drąży temat, oszczędzę sobie odpowiedzi na to pytanie.
To jestem w takim razie tworzenionowowyrazofobem.aspołeczne.kurczę pisze:Uwaga, bardzo Cię zaskoczę: niechęć do złodziei.
W takim razie masz rację, zmieniam zdanie. Nie jesteś niemądra. Jesteś nawet inteligentna. Tylko oderwana od rzeczywistości.aspołeczne.kurczę pisze:Widzisz, ja choć nie stronię od literatury naukowej, to wyżej sobie cenię poezję, beletrystkę i dokument. I oczywiście eseje filozoficzne! A podejście do języka jako filolożka, filozofka i artystka mam dość swobodne. A i nie widzę związku pomiędzy oczytaniem w literaturze naukowej czy konserwatywnym podejściu do języka a kondycją intelektualną.
Ponieważ niektórzy ludzie nie używają słów zgodnie z ich poprawną definicją. <wink, wink>aspołeczne.kurczę pisze:Interesujący sąd. Dlaczego tak sądzisz?
Tylko od nich zależy co z tym przywilejem zrobią.aspołeczne.kurczę pisze:A w takim sensie to i ja mogę się zgodzić, że dziecko przynależy do rodzica, tak jak prosiak do maciory, która go zrodziła, i kurczaczek do kury, która złożyła jajo, z której się ono wykluło.
Czyli jesteś takim Jezusem Chrystusem tylko w zupełnej przeciwności. :vaspołeczne.kurczę pisze:Gdybym moją śmiercią mogła sprawić, że żaden człowiek już nigdy nie przyjdzie na świat, bez wahania poszłabym na taką śmierć pod warunkiem, że byłaby bezbolesna albo tak mało bolesna jak to tylko możliwe.
Wiedziałem, że to będziesz miała na myśli, ale to porównanie odbiega od tematu. Owoc - jest zbiorem konkretnym, "nie istnieje" przez to że jest "nazwą kategorii".aspołeczne.kurczę pisze:To, że owoc i warzywo mają swoją definicję nie oznacza, że istnieją jako coś konkretnego. Nie ma czegoś takiego jak czysty owoc.
Idąc konsekwentnie tym torem myślenia (gdyż mylnie mnie uważasz za konserwatystę, jestem po prostu konsekwentny do granic możliwości) jabłko też nie istnieje, bo też jest zbiorem. Zauważ, że mówię o jabłku a jego nie ma. "Istnieje", tylko dlatego bo można go zobrazować sobie konkretnie ale znowuż niejednoznacznie.aspołeczne.kurczę pisze: Są jabłka, gruszki, śliwki
Re: Homofobia
Rozmowa z dzieckiem to ostatni punkt programu. Zawsze trzeba obejmować sprawę całościowo. Angażowanie aparatu państwowego do homo propagandy i następne punkty w tym programie to już na starcie anulują sprawę.Dafne pisze:Pisałeś, że dzieci mogą się śmiać z dzieci z rodzin homo. Więc podaję rozwiązanie. Innego nie widzę na obecną chwilę, niż rozmowa z dzieckiem o takich rodzinach.
Homofobia to niechęć do całego człowieka. Dziękuję za uwagę.aspołeczne.kurczę pisze:Ok, tylko chciałam tą interpretacją próbować obronić Twoją "niechęć do całego człowieka".
Tylko musisz to podkreślić. Wprowadzanie chaosu w słowotwórstwie zamiast ewoluować doprowadzi tylko do nieporozumienia. Jeśli media podadzą informację, że "homofob zabił homoseksualistę", trzeba odpowiednio przetworzyć tę informację, a do tego potrzebna jest jednoznaczna definicja słów. Poza tym taka niejednoznaczność jest jednym z podstawowych przykładów manipulacji medialnych.aspołeczne.kurczę pisze:A tak na marginesie (bo widzę, że mam do czynienia z zaciekłym konserwatystą językowym), to słowa w naturalny sposób zmieniają swoje znaczenia. Twoje "przekręcanie" definicji to stały i powszechny składnik ewolucji języka, a zarazem ślad ewolucji myśli.
Przewiduję, że rozmowa nie będzie zatem uderzać w meritum samej sprawy, a będzie się rozbijać o to jak definiujesz słowo złodziej. ;daspołeczne.kurczę pisze:To jest wbrew pozorom niegłupie i ciekawe pytanie zasługujące na pogłębioną dyskusję, ale nie sądzę (biorąc pod uwagę niechęć, z jaką podchodzisz do jakiegokolwiek nowatorstwa, czy to chodzi o same używani neologizmów, czy głębszą ingerencję w semantykę pojęć), żebyś był tym zainteresowany.
To ja odpowiem - jest nadal. Dziękuję za udział w tej ciekawej dyskusji. A tak poważnie, można coś ukraść i nie być jednocześnie kleptomanem, ale nie ma możliwości by coś ukraść i nie być złodziejem (wyjątek stanowią politycy).aspołeczne.kurczę pisze:Więc żebym nie wyszła na maniaczkę, która do znudzenia drąży temat, oszczędzę sobie odpowiedzi na to pytanie.
To jestem w takim razie tworzenionowowyrazofobem.aspołeczne.kurczę pisze:Uwaga, bardzo Cię zaskoczę: niechęć do złodziei.
W takim razie masz rację, zmieniam zdanie. Nie jesteś niemądra. Jesteś nawet inteligentna. Tylko oderwana od rzeczywistości.aspołeczne.kurczę pisze:Widzisz, ja choć nie stronię od literatury naukowej, to wyżej sobie cenię poezję, beletrystkę i dokument. I oczywiście eseje filozoficzne! A podejście do języka jako filolożka, filozofka i artystka mam dość swobodne. A i nie widzę związku pomiędzy oczytaniem w literaturze naukowej czy konserwatywnym podejściu do języka a kondycją intelektualną.
Ponieważ niektórzy ludzie nie używają słów zgodnie z ich poprawną definicją. <wink, wink>aspołeczne.kurczę pisze:Interesujący sąd. Dlaczego tak sądzisz?
Tylko od nich zależy co z tym przywilejem zrobią.aspołeczne.kurczę pisze:A w takim sensie to i ja mogę się zgodzić, że dziecko przynależy do rodzica, tak jak prosiak do maciory, która go zrodziła, i kurczaczek do kury, która złożyła jajo, z której się ono wykluło.
Czyli jesteś takim Jezusem Chrystusem tylko w zupełnej przeciwności. :vaspołeczne.kurczę pisze:Gdybym moją śmiercią mogła sprawić, że żaden człowiek już nigdy nie przyjdzie na świat, bez wahania poszłabym na taką śmierć pod warunkiem, że byłaby bezbolesna albo tak mało bolesna jak to tylko możliwe.
Wiedziałem, że to będziesz miała na myśli, ale to porównanie odbiega od tematu. Owoc - jest zbiorem konkretnym, "nie istnieje" przez to że jest "nazwą kategorii".aspołeczne.kurczę pisze:To, że owoc i warzywo mają swoją definicję nie oznacza, że istnieją jako coś konkretnego. Nie ma czegoś takiego jak czysty owoc.
Idąc konsekwentnie tym torem myślenia (gdyż mylnie mnie uważasz za konserwatystę, jestem po prostu konsekwentny do granic możliwości) jabłko też nie istnieje, bo też jest zbiorem. Zauważ, że mówię o jabłku a jego nie ma. "Istnieje", tylko dlatego bo można go zobrazować sobie konkretnie ale znowuż niejednoznacznie.aspołeczne.kurczę pisze: Są jabłka, gruszki, śliwki
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
cvku pisze:Przewiduję, że rozmowa nie będzie zatem uderzać w meritum samej sprawy, a będzie się rozbijać o to jak definiujesz słowo złodziej. ;d
Oczywiście można wyjść od definicji, ale nie sprowadzając problemu do niej samej, bo to oczywiście prowadziłoby li tylko do jałowego pierdzielenia.cvku pisze: A tak poważnie, można coś ukraść i nie być jednocześnie kleptomanem, ale nie ma możliwości by coś ukraść i nie być złodziejem (wyjątek stanowią politycy).
Słownik Doroszewskiego: ten, kto kradnie; ten, kto dopuścił się kradzieży
Wielki Słownik Języka Polskiego:osoba, która bezprawnie, potajemnie i bez zamiaru oddania zabiera czyjąś własność
PWN: ten, kto kradnie
Jak widzimy istniejące definicje słowa "złodziej" nie określają precyzyjnie jego znaczenia. Czytamy, że złodziej to ktoś, kto kradnie. Ale nie wiemy, kiedy, jak często kradnie, ile razy musi ukraść, żeby być złodziejem. U Doroszewskiego mamy też wersję "ktoś, kto dopuścił się kradzieży", która mogłaby sugerować, że wystarczy to zrobić raz, żeby być być złodziejem. No ale widzimy, że ta definicja istnieje w tym samym słowniku równolegle z inną, bardziej rozmytą.
A ponieważ definicje nie biorą się znikąd, nie są po prostu wyrazem zachcianki tego czy innego leksykografa, to ich kształt ma swoje odzwierciedlenie w tym, jak natywni użytkownicy tego języka rozumieją poszczególne pojęcia, którymi się posługują.
Nie mogą więc bardzo precyzyjne, tam gdzie różni ludzie rozumieją je intuicyjnie w zbliżony do siebie, ale niekoniecznie taki sam sposób. Takie rozmyte definicje pozostawiają wachlarz wyboru, są po prostu bliskie życia.
Jak już udało nam się przejść z poziomu słów na ludzkiej umysłowości, to możemy teraz przejść do sedna sprawy, a więc jak postrzegamy złodzieja i dlaczego tak, a nie inaczej.
Najważniejszą tutaj kwestią jest to, jak postrzegamy naturę człowieka, świata - jaki mamy światopogląd.
Jeśli uważamy, że człowiek, który raz w życiu coś ukradł do końca życia jest złodziejem to zakładamy, że:
a) jest złodziejem, bo dopuścił się kradzieży (patrz Doroszewski) i nic ponadto nie stwierdzamy, podajmy suchy fakt
b) jest złodziejem, bo całe życie nosi piętno swego występnego czynu, nie można mu do końca ufać, raz już zawiódł nasze zaufanie, nigdy nie wiadomo, czy jeszcze czegoś nie ukradnie (analogicznie do alkoholika, złodziejem tak jak alkoholikiem jest się całe życie)
c) jest złodziejem, bo do końca życia ponosi odpowiedzialność za to, co zrobił (skażona kartoteka, nie wnikamy w to, czy kiedykolwiek to zrobi, czy ma jakieś po temu skłonności etc)
d) jest złodziejem i zawsze nim będzie, bo natura ludzka jest niezmienna, takim to trzeba się po prostu urodzić (taka wersja hard wersji b))
e) jest złodziejem jak my wszyscy, wszak wszyscy kradniemy sobie coś nawzajem: przestrzeń życiową, miejsce na założenie działalności gospodarczej, nieopatentowane pomysły, a ostatecznie kradniemy Matce Ziemi jej zasoby
Jeśli zaś uważamy, że człowiek, który raz ukradł niekoniecznie jest/ nie jest złodziejem, zakładamy, że
a) nie musi być złodziejem, bo nie wiadomo, czy kiedykolwiek to zrobi (a więc złodziejstwo wiążemy z powtarzalnością czynu kradzieży)
b) nie musi być złodziejem, bo nie wiadomo, czy ten jego pierwszy raz będzie się powtarzał z jakąś względną regularnością, żebyśmy mogli złodziejstwo widzieć jako składnik jego natury/stylu życia/osobowości etc
c) nie musi być złodziejem, bo może pożałował już swojego czynu, wskutek czego został oczyszczony z tego grzeszku (coś jak odwrotność poprzedniego punktu c))
d) nie musi być złodziejem, bo mogła się w nim dokonać wewnętrzna przemiana, wskutek czego nie ma powodu, żeby przypuszczać, że kiedykolwiek to zrobi (coś jak odwrotność poprzedniego punktu b))
e) nie musi być złodziejem, bo może już nie jest tym samym człowiekiem, jakim był w chwili popełnienia czynu kradzieży, niekoniecznie ponosi w związku z tym za niego odpowiedzialność
f) na pewno nie jest złodziejem, bo nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, człowiek to zjawisko, z każdą sekundą jest kimś zupełnie innym, nie ma mowy, żeby jakieś określenie się do niego przyczepiło na stałe, jedyne co można stwierdzić to to, że w chwili dokonania kadzieży był złodziejem (albo bardziej to oddając był tożsamy z tą kradzieżą, on i kradzież była jedynym); taka buddystyczna wersja
g) nie jest złodziejem, nikt nim nie jest, jesteśmy marionetkami, ofiarami determinizmu, jeśli ktoś tu jest złodziejem, to siła wyższa (Bóg, szatan, złośliwe chochliki etc.) albo ślepa ewolucja [ cos jak „to nie ja, to moja ręka" albo "ja tu tylko sprzątam"]
Na pewno nie ujęłam wszelkich możliwych interpretacji (niektóre z tych już wykazanych mogą na siebie nachodzić, mieszać się ze sobą, uzupełniać itd.) ale myślę, że wystarczająco dużo, żeby udowodnić, że na dobra sprawę nie wiadomo, kto to złodziei. Wszystko zależy od tego, jaki przyjmiemy światopogląd.
Świetny paradokscvku pisze:To jestem w takim razie tworzenionowowyrazofobem. .
Ale ja nigdzie nie pisałam, że jestem mądra lub inteligentna (abstrahując zupełnie od tego, co o sobie myślę), więc nie wiem, komu przyznajesz rację, ale nie mniecvku pisze: W takim razie masz rację, zmieniam zdanie. Nie jesteś niemądra. Jesteś nawet inteligentna.
Z tym się zupełnie nie zgadzam. Uważam, że najbardziej oderwani od rzeczywistości są najczęściej właśnie ci, którzy samych siebie uważają i też tak są postrzegani na ogół przez innych, za twardo stąpających po ziemi. Tacy pragmatycy życiowi żyją w takim świecie iluzji, w który nigdy albo prawie nigdy nie wątpią z prostej przyczyny, uważają, że to niedorzeczne i w ten sposób odrywają się od rzeczywistości. Więc jako „poważni ludzie” trzymają się tylko „poważnych rzeczy” – tego co znane, oswojone, ustanowione, tradycyjne, dobrze działające, skuteczne, przynoszące korzyść etc. Można powiedzieć, że ci „realiści życiowi” dążą do maksymalnego uproszczenia rzeczywistości, zredukowania jej do czegoś, co daje poczucie gruntu pod nogami, ścian wokół siebie i sufitu nad sobą. I każdego, kto będzie próbował przebić się przez któraś z tych powłok uznają za fantastę, bujającego w obłokach, oderwanego od rzeczywistości. Kiedy tak naprawdę ten rzekomy fantasta oderwał się (owszem), ale nie od rzeczywistości, tylko od uproszczonego modelu rzeczywistości, w którym „realista” funkcjonuje. Ponieważ tak ładnie nam się kręciła dyskusja wokół definicji , to i takim odwołaniem zakończę: tam, gdzie Ty w tym wymyślaniu nowych słów/ingerowaniu w stare widzisz niedorzeczną (a nawet szkodliwą) zabawę, tam ja często widzę próbę dostrzeżenia czegoś, co nie zostało nazwane, ale jest i zasługuje na to by zaistnieć też w języku, choćby doraźnie.cvku pisze: Tylko oderwana od rzeczywistości. .
Kluczowa nie jest poprawność (dzisiaj jest poprawne coś, co nie było poprawne wczoraj i niekoniecznie będzie poprawne jutro), tylko porozumienie. Więc o ile argument przytoczony przez Ciebie na początku (o tym wprowadzaniu zamętu, manipulacji) przemawia do mnie bez dwóch zdań, to samo konserwowanie dla konserwowania już nie. Tak jakby ludzie istnieli dla słów, a nie na odwrót.cvku pisze:Ponieważ niektórzy ludzie nie używają słów zgodnie z ich poprawną definicją. .
Ja bym raczej powiedziała, że jestem takim Jezusem Chystusem na miarę naszych czasów. Gdy wyobrażam sobie Jezusa żyjącego współcześnie, to czuję, że głosiłby to samo co ja. Tak, nawet Jezus ewoluuje.cvku pisze:Czyli jesteś takim Jezusem Chrystusem tylko w zupełnej przeciwności. :v.
Masz rację, ale jabłko może też istnieć jako konkretny egzemplarz tego abstrakcyjnego jabłka, o którym mówimy. Natomiast trzymając w ręku konkretny „owoc” zawsze mogę go sprowadzić do „jabłka”, „gruszki” itd. Żaden owoc nie jest tylko owocem. Ostatecznie możemy nawet to jabłko dookreślić jako jabłko pochodzące z tego a nie innego sadu, zerwane w tym a tym roku itd. aż stworzymy kompletny „życiorys”. A na końcu i to możemy zakwestionować, bo przecież czegokolwiek nie powiemy, to będą tylko słowa i dojdziemy do nihilizmu ontologicznego „nic nie istnieje” [ergo: nawet sam nihilizm].cvku pisze:Idąc konsekwentnie tym torem myślenia (gdyż mylnie mnie uważasz za konserwatystę, jestem po prostu konsekwentny do granic możliwości) jabłko też nie istnieje, bo też jest zbiorem. Zauważ, że mówię o jabłku a jego nie ma. "Istnieje", tylko dlatego bo można go zobrazować sobie konkretnie ale znowuż niejednoznacznie.
Jednak samo moje rozpoczęcie tego tematu miało w maksymalnie prosty sposób przekazać to, że fakt, że jakieś pojęcie nie istnieje w słowniku, nie znaczy, że jest zbiorem pustym, nic nie znaczy i szkoda w ogóle „strzępić ryja” (jak mawia klasyk). A odniosłam wrażenie, że próbowałeś w ten sposób właśnie znieważyć moją „babciość” czy jak to tam było. Już nie pamiętam.
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
Co do definicji złodzieja.: złodziej to potoczne określenie osoby , która dopuściła się przestępstwa ,,zaboru cudzej rzeczy ruchomej w celu przywłaszczenia"
,,zabór cudzej rzeczy ruchomej"- oznacza, że osoba dokonała konkretnej czynności prowadzącej do wyjęcia rzeczy ruchomej spod faktycznego władztwa innej osoby.
,,Zaborowi" musi towarzyszyć świadomość i chęć przywłaszczeni jej sobie.
Przedmiotem zaboru może być jedynie rzecz ruchoma, nie można mówić o zaborze nieruchomości czy jej części składowej.
Tyle mówi prawo, a przynajmniej tak mnie uczono na studiach.
,,zabór cudzej rzeczy ruchomej"- oznacza, że osoba dokonała konkretnej czynności prowadzącej do wyjęcia rzeczy ruchomej spod faktycznego władztwa innej osoby.
,,Zaborowi" musi towarzyszyć świadomość i chęć przywłaszczeni jej sobie.
Przedmiotem zaboru może być jedynie rzecz ruchoma, nie można mówić o zaborze nieruchomości czy jej części składowej.
Tyle mówi prawo, a przynajmniej tak mnie uczono na studiach.
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
Dzięki rytygier za dodatkowe info, mamy i kontekst prawniczy.
A mam pytanie do Ciebie jeszcze, czy prawo cokolwiek mówi o tym, czy człowiek, który dopuścił się tego przestępstwa jest w świetle prawa dożywotnio uważany za złodzieja, czy ten termin ogranicza się wtedy do jednorazowego czynu i uprawnione jest tylko mówienie o tym, że ktoś jest złodziejem w kontekście danej sprawy karnej.
Innymi słowy, czy w przypadku kolejnej sprawy karnej np. w tym przypadku morderstwa, sąd może przedstawić oskarżonego w te sposób "Maciej W., narkoman, złodziej i konkubent Michaliny Z. itd"., zakładając, że Maciej tylko raz coś kiedyś ukradł (przynajmniej oficjalnie)?
A mam pytanie do Ciebie jeszcze, czy prawo cokolwiek mówi o tym, czy człowiek, który dopuścił się tego przestępstwa jest w świetle prawa dożywotnio uważany za złodzieja, czy ten termin ogranicza się wtedy do jednorazowego czynu i uprawnione jest tylko mówienie o tym, że ktoś jest złodziejem w kontekście danej sprawy karnej.
Innymi słowy, czy w przypadku kolejnej sprawy karnej np. w tym przypadku morderstwa, sąd może przedstawić oskarżonego w te sposób "Maciej W., narkoman, złodziej i konkubent Michaliny Z. itd"., zakładając, że Maciej tylko raz coś kiedyś ukradł (przynajmniej oficjalnie)?
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
aspołeczne.kurczę, istnieje też coś takiego jak zatarcie skazania.
Re: Homofobia
aspołeczne.kurczę,
z tego co pamiętam, to sytuacja przez Ciebie opisana określa się mianem recydywy, czyli popełnienie przestępstwa przez osobę wcześniej karaną (,,powrót do przestępstwa) i może wpłynąć na zwiększenie wymiaru kary ( na surowszy wyrok).
z tego co pamiętam, to sytuacja przez Ciebie opisana określa się mianem recydywy, czyli popełnienie przestępstwa przez osobę wcześniej karaną (,,powrót do przestępstwa) i może wpłynąć na zwiększenie wymiaru kary ( na surowszy wyrok).
Re: Homofobia
musze zając stanowisko w sporze pana cvku i pani aspołeczne kurcze...panie i panowie..dla mnie sprawa jest jasna..możecie sobie gadac i pisać co chcecie o mnie i na mój temat...dla mnie pedał gej czy lesbijka jest zwykłym normalnym obywatelem któremu podam rękę pogadam zaprosze na piwo czy kolację ..ale do czasu..jak mi o tym powie czy swoja inność demonstruje to moje podejście się zmienia..ja jestem inny i trzymam z innymi..tyle
BTW.
lobby gejowskie.a takie jest bo ktos musi płacić pożytecznym idiotom którzy piszą..chodzą na marsze i manifestacja bedac hetero.. ostatnimi czasy a sprawa toczy sie od ponad 3 lat tak mi się wydaje bo pamięc mnie już trochę zawodzi i daty sie mieszaja ale można to sprawdzic kto ma chęć..we francji domaga się parytetu na listach wyborcych..ja się pytam grzecznie qtwa co to jest..?
BTW.
lobby gejowskie.a takie jest bo ktos musi płacić pożytecznym idiotom którzy piszą..chodzą na marsze i manifestacja bedac hetero.. ostatnimi czasy a sprawa toczy sie od ponad 3 lat tak mi się wydaje bo pamięc mnie już trochę zawodzi i daty sie mieszaja ale można to sprawdzic kto ma chęć..we francji domaga się parytetu na listach wyborcych..ja się pytam grzecznie qtwa co to jest..?
Re: Homofobia
Szukasz problemu tam, gdzie go nie ma. Nigdy nie spotkałem się z definicjami wyrazów, które odpowiadałyby na Twoje na siłę postawione pytania. W sumie to nawet ciekawy pomysł, aby stworzyć słownik wyrazów dla filozofów. Pierwsza definicja wyrazu:aspołeczne.kurczę pisze:Jak widzimy istniejące definicje słowa "złodziej" nie określają precyzyjnie jego znaczenia. Czytamy, że złodziej to ktoś, kto kradnie. Ale nie wiemy, kiedy, jak często kradnie, ile razy musi ukraść, żeby być złodziejem.
złodziej - osoba bez względu na płeć, która dopuściła się kradzieży (przywłaszczenia cudzej wartości) od godziny 0:00 do 23:59 w każdym kolejnym dniu w roku w Polsce jak i pozostałych krajach świata. Aby zakwalifikować się na miano złodzieja, trzeba jeden (słownie: jeden) raz dopuścić się zaboru (przywłaszczenia własności). W przypadku braku powtórnego przywłaszczenia mienia nie następuje anulacja danego tytułu.
Być może będziesz lekko zdziwiona skąd to wszystko wiem, no cóż, nie mnożę sobie problemów. Jeśli nie jest określone to kiedy to następuje to logika mówi jasno, że nie ma to żadnego znaczenia. Jasne? Podam bardzo przejaskrawiony przykład bezsensowności Twoich pytań - idąc Twoim tokiem rozumowania - definicja słowa wyrazu złodziej nie mówi nic o tym w co złodziej ma być ubrany, więc rodzi się pytanie czy złodziejem może być osoba naga?
Doroszewski mówi jasno, że można ukraść coś kilkakrotnie, bądź jeden raz. Wielki Słownik Języka Polskiego tłumaczy dodatkowo również czym jest kradzież, a samo słowo "zabiera" tworzy wzór i również daje do zrozumienia, że nie liczy się powtarzalność czynu, gdyż - zabiera w czasie teraźniejszym, czyli jeden raz, bądź - zabiera jako forma wyrazu wskazująca na powtarzalność czynu. PWN ma najlepszą definicję wg mnie, tłumaczy wyraz w sposób zrozumiały i krótki - kradnie, podobnie jak z wyrazem "zabiera" we wcześniejszym słowniku. Tę wiedzę zawierają te definicje.
Oczywiście, że się nie myliłem. Dyskusja nie dotyczy meritum sprawy, tylko rozbija się o jakieś śmieszne definicje. Tylko nie zrozum mnie źle, ja tego wcale nie neguję, ale mnie to zupełnie nie interesuje jaki ktoś światopogląd przybiera bo dla jeszcze innych Jurek Owsiak jest złodziejem, bo utrzymuje się z działalności charytatywnej. Dla jeszcze kogoś innego ksiądz, który chodzi po kolędzie robi to tylko po to, żeby kraść pieniądze z kopert. Jeśli rozpatrywać tę definicję przez takie przypadki, nie chce mi się nawet w to zagłębiać. Bardziej by mnie interesowało, czy osoba która ściąga nielegalne oprogramowanie z internetu jest złodziejem, wg mnie tak.aspołeczne.kurczę pisze:Na pewno nie ujęłam wszelkich możliwych interpretacji
Jak mój ulubiony raper biszu nawija na początku kawałka "miecz, czy bicz":aspołeczne.kurczę pisze:myślę, że wystarczająco dużo, żeby udowodnić, że na dobra sprawę nie wiadomo, kto to złodziei. Wszystko zależy od tego, jaki przyjmiemy światopogląd.
Swojej interpretacji słowa "złodziej" nie podaję, bo już i tak wystarczająco zeszliśmy z tematu...Gdybyś umiał spojrzeć na świat z wszystkich oczu naraz
Zrozumiałbyś pewną trudność w próbie opisania go
Wygląda na to, że w tym świecie części prawdy jest za dużo
By pomieścić je w obrębie układanki
Gdybym miał powiedzieć prawdę Ci, musiałbym skłamać
Nie mam wstydu, by obracać ten utarty banał
Przed Twymi oczami, by Cię mamić i zamiast Ci dawać
Pier***one mięso życia, wciskać Ci namiastki
... przyznałem Ci rację w tym, że oczytanie w literaturze naukowej nie ma wpływu na kondycję intelektualną, także zmieniłem swoje poprzednie stanowisko...aspołeczne.kurczę pisze:Ale ja nigdzie nie pisałam, że jestem mądra lub inteligentna (abstrahując zupełnie od tego, co o sobie myślę), więc nie wiem, komu przyznajesz rację, ale nie mnie
Tylko, że wtedy Ci pragmatycy życiowi o których się rozpisałaś są po prostu w rzeczywistości zacofani.aspołeczne.kurczę pisze:Z tym się zupełnie nie zgadzam. Uważam, że najbardziej oderwani od rzeczywistości są najczęściej właśnie ci, którzy samych siebie uważają i też tak są postrzegani na ogół przez innych, za twardo stąpających po ziemi. Tacy pragmatycy życiowi żyją w takim świecie iluzji, w który nigdy albo prawie nigdy nie wątpią z prostej przyczyny, uważają, że to niedorzeczne i w ten sposób odrywają się od rzeczywistości. Więc jako „poważni ludzie” trzymają się tylko „poważnych rzeczy” – tego co znane, oswojone, ustanowione, tradycyjne, dobrze działające, skuteczne, przynoszące korzyść etc. Można powiedzieć, że ci „realiści życiowi” dążą do maksymalnego uproszczenia rzeczywistości, zredukowania jej do czegoś, co daje poczucie gruntu pod nogami, ścian wokół siebie i sufitu nad sobą. I każdego, kto będzie próbował przebić się przez któraś z tych powłok uznają za fantastę, bujającego w obłokach, oderwanego od rzeczywistości. Kiedy tak naprawdę ten rzekomy fantasta oderwał się (owszem), ale nie od rzeczywistości, tylko od uproszczonego modelu rzeczywistości, w którym „realista” funkcjonuje.
Masz rację, ale widzę że odleciałaś już gdzieś daleko hen..... nie wnikam.... ale chodziło o to, że nie mogłem Cię zrozumieć w tym co pisałaś o homofobach, także więcej tutaj korzyści, aby dogadać się w tej konkretnej dyskusji, niż to słowo wyewoluowało.aspołeczne.kurczę pisze:Kluczowa nie jest poprawność (dzisiaj jest poprawne coś, co nie było poprawne wczoraj i niekoniecznie będzie poprawne jutro), tylko porozumienie. Więc o ile argument przytoczony przez Ciebie na początku (o tym wprowadzaniu zamętu, manipulacji) przemawia do mnie bez dwóch zdań, to samo konserwowanie dla konserwowania już nie. Tak jakby ludzie istnieli dla słów, a nie na odwrót.
Jeśli ktoś powie prawdę - dziś w pracy zjadłem jabłko - wtedy tak. Jeśli ktoś powie - jabłko jest pyszne - wtedy nie.aspołeczne.kurczę pisze:Masz rację, ale jabłko może też istnieć jako konkretny egzemplarz tego abstrakcyjnego jabłka, o którym mówimy.
ALE OWOC MOŻNA WŁAŚNIE DO GRUSZKI CZY ŚLIWKI SPROWADZIĆ, A BABIOŚĆ TO JAKIŚ TWÓJ TWÓR. Napisałem drukowanymi aż.aspołeczne.kurczę pisze:Natomiast trzymając w ręku konkretny „owoc” zawsze mogę go sprowadzić do „jabłka”, „gruszki” itd.
A ja "mam to w piź*ie" (jak mawia ten sam klasyk).aspołeczne.kurczę pisze:szkoda w ogóle „strzępić ryja” (jak mawia klasyk)
- aspołeczne.kurczę
- attention whore
- Posty: 1369
- Rejestracja: 24 sie 2014, 20:58
- Płeć: Kobieta
Re: Homofobia
Przejaskrawione przykłady mają to do siebie, że w wielu przypadkach są wyjątkowo nietrafne. Pomijając ew. wariatów nikt nie będzie rozpatrywał złodzieja w takich kategoriach. Ja podałam interpretacje w większości przypadków zgodne z definicją i w każdym wypadku trzymające się życia, tego jak ludzie naprawdę myślą.cvku pisze: Jasne? Podam bardzo przejaskrawiony przykład bezsensowności Twoich pytań - idąc Twoim tokiem rozumowania - definicja słowa wyrazu złodziej nie mówi nic o tym w co złodziej ma być ubrany, więc rodzi się pytanie czy złodziejem może być osoba naga?
Ja osobiście złodziejem (jako pojęciem ogólnym, charakteryzującym osobę) nazywam tylko osoby, które nagminnie kradną. Więc ktoś, kto nagminnie ściąga nielegalne oprogramowanie z internetu jest złodziejem. Natomiast zdarza mi się nazywać kogoś złodziejem doraźnie, np. "Masz nielegalny program?" Ty złodzieju!, ale wtedy nie wpisuję złodzejstwa w osobowość tego człowieka, tylko używam tego synonimicznie z "Ej, ukradłeś to! Buuuu!". A tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jedno ukradnięcie nie czyni złodzieja.cvku pisze: Bardziej by mnie interesowało, czy osoba która ściąga nielegalne oprogramowanie z internetu jest złodziejem, wg mnie tak.
Zarzuciłeś mi, że sprowadzam dyskusję do definicji, a wydaje mi się, że nas dwojga to Ty to robisz. Ja próbuję wejść głębiej, w filozofię, w psychologię człowieka. Myślałam, że to jest meritum.
Babiość można sprowadzić do babci Krysi i babci Gieni etc.cvku pisze: A BABIOŚĆ TO JAKIŚ TWÓJ TWÓR.
Oczywistości są po to, by je podawać w wątpliwość.
Re: Homofobia
Mają to do siebie, że wykraczają poza margines błędu zwykłego rozumowania ale zachowują identyczny logiczny schemat który łatwiej jest wyrwać i go pokazać.aspołeczne.kurczę pisze:Przejaskrawione przykłady mają to do siebie, że w wielu przypadkach są wyjątkowo nietrafne.
Nie w większości, a jedną. Tylko jedna była zgodna. Druga była mieszanką emocji. Trzecia swojego rodzaju następstwem czynu w społeczeństwie. Czwarta zahacza o skłonność. Takie wzbogacenia wyrazu o psychologiczny punkt widzenia nie rozbudowały definicji, więc nadal to tylko pierwsza jest prawidłowa. Pozostałe 8 to jakiś kosmos.aspołeczne.kurczę pisze:Ja podałam interpretacje w większości przypadków zgodne z definicją
Jeśli ktoś uważa, że złodziejem jest tylko ten co jemu ukradł, a jeśli sam ukradnie to to nie jest złodziejstwo - wtedy może sobie tak myśleć. Definicji to nie zmienia, tak jak podałaś różne sposoby myślenia ludzi to z definicją zupełnie się to mijało. Tylko żebyś mi kolejny raz nie zarzucała, że jestem konserwatystą (bejbe, pliis) to skoro język polski ma służyć ludziom, a nie ludzie językowi polskiemu i powinien ewoluować to taka ewolucja potrzebuje czasu. Nie polega to na tym, że każdy wyraz wszyscy definiują inaczej, przynajmniej ja tak uważam. Aha - co do samej ewolucji językowej, jeśli forma "przyszedłem" przestanie obowiązywać na rzecz "przyszłem" to ewolucją bym tego nie nazwał, już wolę żebyś mnie nazywała konserwą...aspołeczne.kurczę pisze:w każdym wypadku trzymające się życia, tego jak ludzie naprawdę myślą
Tutaj pasuje bardziej "raz w du*ę to nie pedał"! I rzeczywiście, jeśli pedałem nazywamy kogoś o skłonnościach homoseksualnych to jeden stosunek doodbytniczy dwóch facetów (żeby życie miało smaczek, dla spróbowania) nie czyni ich homosiami, bo definicja homoseksualisty nie opiera się tylko na seksie. Wszystko zależy od tego jak definiujemy słowo pedał.aspołeczne.kurczę pisze:A tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jedno ukradnięcie nie czyni złodzieja.
A jeśli ktoś zabije człowieka jeden raz, to też jedna jaskółka tutaj nic nie zrobi i jego nie uczyni mordercą? Odpowiedz. Dla mnie sprawa jest prosta. Jest mordercą, tak samo jak za jednorazową kradzież jest się złodziejem. inb4 celowe, niecelowe nie ma nic do rzeczy.
Chciałbym, żeby tak było ^^', ale tutaj różnica jest niebagatelna, że tak się wyrażę. Ja wyraźnie napisałem, że sprowadzisz dyskusję do tego jak Ty definiujesz to słowo. Nie myliłem się więc.aspołeczne.kurczę pisze:Zarzuciłeś mi, że sprowadzam dyskusję do definicji
Filozofia i psychologia człowieka nie przekreślają samodzielnie definicji wyrazów. Tak, tak, łączą się, nie miej mnie za jakiegoś faszystę językowego, ale to już w zbyt daleko idących wnioskach można zaprzeczyć. Zostańmy na Ziemi. Chodzi o to, że jeśli ktoś uważa inaczej nie ma to wpływu na definicję.aspołeczne.kurczę pisze:Ja próbuję wejść głębiej, w filozofię, w psychologię człowieka. Myślałam, że to jest meritum.
Proszę bardzo, a ja tą Twoją "babiość" interpretowałem bardziej jako "owocowość". Jako taką cechę starości... i... w sumie nie ważne... nie zrozumieliśmy się. Poddaję się, brak tutaj logiki!aspołeczne.kurczę pisze:Babiość można sprowadzić do babci Krysi i babci Gieni etc.
- Ksantypa_15
- Posty: 7
- Rejestracja: 06 lip 2022, 13:20
- Płeć: Kobieta
Homofobia
Nie jestem homofobem ani żadnym innym fobem.MarzycielDyzio pisze: ↑21 mar 2010, 16:28 Homofob to osoba która nie toleruje osób z orientacją homoseksualną.
Czy jesteście homofobami?
Są tylko trzy wyjątki, których nie toleruję : okrucieństwo , głupota, fanatyzm.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość