Na pewno nie te, które obarczają winą dziecko, bo dla mnie jest ono całkowicie niewinne w tej całej sytuacji. Ono nie pchało się na świat, dlatego jeśli ktoś nie chce takiego dzieciaka, to niech ma odwagę powiedzieć, że się boi i po prostu nie chce, a nie dlatego, że to z dzieckiem jest coś nie tak. Bo to, że nie urodziło się samemu, nie oznacza, że zaraz wszystko będzie źle. Bo ile kobiet na świecie rodzi dziecko chore psychicznie lub z wadą genetyczną itp? Moim zdaniem rysyko jest nawet większe, jeśli się zechce rodzić samemu, bo w większości przypadków wszelkie choroby wychodzą w czasie porodu, lub nawet później. W domu dziecka najczęściej jest już choroba wykryta i człowiek wie, kogo (i z czym) adoptuje.Trishka pisze:A jakie argumenty są dla Ciebie dobre, jeżeli chodzi o to stanowisko?
Bezpłodność i adopcja
-
- Posty: 980
- Rejestracja: 13 maja 2011, 11:42
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Łódź
-
- Posty: 980
- Rejestracja: 13 maja 2011, 11:42
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Łódź
Ona obarczyła dzieciaka wszystkim co najgorsze, chociaż to nie jest jego wina w tym momencie.
Z reszta, ja miałam tylko jedno ale do tego tematu, bo jeśli ona nie chce adoptować, to niech tego nie robi, to już nie moja sprawa. Chodziło mi głownie o tą winę, o to, że dziecko z domu dziecka ma zaraz wszystkie choroby świata, bo prawda jest taka, że nasze dzieci też mogą być chore i to, czy my będziemy o siebie dbać, może w tej sytuacji nic nie dać, bo to zalezy od genów dzieciaka.
I mogę dopisac, że osobiście znam przypadek, gdy osoba bardziej kocha dziecko swojego małżonka niż swoje własne. Nie da się przewidzieć tego, jak będzie.
Z reszta, ja miałam tylko jedno ale do tego tematu, bo jeśli ona nie chce adoptować, to niech tego nie robi, to już nie moja sprawa. Chodziło mi głownie o tą winę, o to, że dziecko z domu dziecka ma zaraz wszystkie choroby świata, bo prawda jest taka, że nasze dzieci też mogą być chore i to, czy my będziemy o siebie dbać, może w tej sytuacji nic nie dać, bo to zalezy od genów dzieciaka.
Zgadzam się z tym całkowicie.Eteryczna pisze: Cherry, masz już dzieci (dziecko)? Jeśli tak, to rozumiem punkt widzenia trochę. Ale jeśli nie... to skąd masz pewność jak byś kochała swoje dziecko, a jak te, którego byś nie urodziła?
I mogę dopisac, że osobiście znam przypadek, gdy osoba bardziej kocha dziecko swojego małżonka niż swoje własne. Nie da się przewidzieć tego, jak będzie.
- Cherry Bomb
- Posty: 707
- Rejestracja: 31 gru 2010, 12:59
A ja bym tego nie potrafiła.Nie nie mam jeszcze swoich dzieci i póki co nie chcę mieć przez najbliższych kilka lat,wiem to po samej sobie bo znam siebie bardzo dobrze,jestem nianią od kilku dobrych paru lat i nie wyobrażam sobie spędzać z nimi więcej czasu niż 8h nie wyobrażam sobie że mogłyby być moje że gdyby coś rodzicom się stało to np ja bym to dziecko adoptowała,nie potrafię takiego dziecka pokochać,wiem bo prawie każda normalna matka kocha swoje dziecko tak jak żadnego innego,ja nie potrafiłabym dać obcemu dziecku tyle miłości na ile zasługuje to by było coś w rodzaju niani,minimum na które mnie stać.Uwielbiam dzieci kocham je ale nie taką bezgraniczną miłością,okazuję im uczucia ale nie miłość.Nigdy też nie pokocham drugiego człowieka tak jak kocham rodzinę bliskich czy też swojego narzeczonego.Gdybym straciła kogoś z rodziny nikt nie potrafiłby mi zastąpić tej osoby i nie pokochałabym tej osoby tak jak kogoś bliskiego.I tak samo z miłością do zwierząt kocham uwielbiam zwierzęta swoje wiadomo że bardziej ale adoptować mogłabym każde zwierzę i gdybym miała ku temu warunki przygarnęłabym wiele zwierzat.Eteryczna pisze:Czemu? Bo też bym chciała mu poświęcać tyle czasu ile "własnemu". Też bym obserwowała jak rośnie, jak sobie radzi.
Jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie doświadczając czegoś można się tylko domyślać, a domyślenia to często strata czasu, bo życie sprawia psikusa.Eteryczna pisze:Cherry, masz już dzieci (dziecko)? Jeśli tak, to rozumiem punkt widzenia trochę. Ale jeśli nie... to skąd masz pewność jak byś kochała swoje dziecko, a jak te, którego byś nie urodziła? Ja np. nie wiem.
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że pokazuję palcem jak w sklepie które dziecko chciałabym adoptować, nie wyobrażam sobie tego. Tak jak mówienie, ze mogła bym nie pokochać tego dziecka, wiele matek nie okazuje tego,z ę kocha swoje dziecko, a innym z kolei tak łatwo przychodzi mówienie, ze uwielbiają, czy kochają dzieci, to co gdyby przyszło im wziąć to "obce" ta miłość przyszła by z takim trudem? Nie mówię, ze obowiązkiem jest gdy się nie może brać dziecko z domu dziecka. Ale tez nie obwiniajmy ich za wszystkie krzywdy tego świata. Oczywiste, ze większość cech jest dziedziczna, ale właśnie nie trzeba brać niemowlaka i nie jest tez tak, że przychodzisz dostajesz "towar" i do widzenia.
a sugerowanie się przypadkiem, ze gdzieś było tak i tak jest niedorzeczne. Jedna sytuacja i przekreśla wszystko?
Nawet jeśli wiele sytuacji, to bez znaczenia. Porównywalnie wiele jest podobnych przypadków z jakimiś nieszczęściami jeśli chodzi o dzieci, jeśli jest to własne rodzone a nie adoptowane, więc wymyślanie na takiej zasadzie jest bzdurne. Kwestia wychowania tu gra rolę a nie dziecka, czy tego z jakiego łona pochodziBum! pisze:Jedna sytuacja i przekreśla wszystko?
Tak czepiam się teraz To tak samo jak cała dyskusja o adopcji. Dzisiaj piszemy tak, a może być całkowicie inaczej.Bum! pisze:Jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie doświadczając czegoś można się tylko domyślać, a domyślenia to często strata czasu, bo życie sprawia psikusa.
Na szczęście. Mimo że procedury adopcyjne są bardzo irytujące i trudne do przejścia. Tylko po jaką cholerę mogą sobie 'zaznaczać' jakiego malucha chcą ?Bum! pisze:Oczywiste, ze większość cech jest dziedziczna, ale właśnie nie trzeba brać niemowlaka i nie jest tez tak, że przychodzisz dostajesz "towar" i do widzenia.
Eranor wychowanie, wychowaniem. Geny też mają się do tego dużo.
Jak już by lecieć w statystyki, to 70% to geny, 30% społeczeństwo, ale na statystykach nie ma się co zamykać. Nie jest powiedziane, że tak być musi, a na dziecko nie ma winy co składać. Bo równie dobrze można by było powiedzieć, ze jeśli nasze dziecko jest chore, jest gorsze od tego które jest w pełni sprawne.Eranor pisze:TrisHka, chyba nie sugerujesz, że w genach przechodzą uzależnienia i paskudne cechy i zachowania? Wiadomo, że na to na kogo dzieciak wyrośnie składa się mnóstwo rzeczy,
To tak jak dyskusja w temacie adopcji przez pary homo, mimo, że nadal jestem na nie.TrisHka pisze:To tak samo jak cała dyskusja o adopcji. Dzisiaj piszemy tak, a może być całkowicie inaczej.
Eranor, nie nie sugeruję. Pisałam o tym wcześniej
Ja doskonale wiem o co Ci chodzi. Sama nie widzę sensu w zwalaniu winy na dziecko. Tylko rozumiem, to co pisze CherryBomb, tzn Jej obawy z takiego, a nie innego powodu, o.
Ja doskonale wiem o co Ci chodzi. Sama nie widzę sensu w zwalaniu winy na dziecko. Tylko rozumiem, to co pisze CherryBomb, tzn Jej obawy z takiego, a nie innego powodu, o.
No tak xDBum! pisze:To tak jak dyskusja w temacie adopcji przez pary homo, mimo, że nadal jestem na nie.
-
- Posty: 3050
- Rejestracja: 18 maja 2011, 15:11
- Lokalizacja: Blåkulla
-
- Posty: 3050
- Rejestracja: 18 maja 2011, 15:11
- Lokalizacja: Blåkulla
Dlatego nie rozumiem, skąd przekonanie, że osoby z patologicznej rodziny są bardziej narażone na dalsze używki. Totalnie tego nie rozumiem. Dla mnie to ciągłe przekonanie o tym, że ma się takich ludzi za gorszych. Jestem z patologicznej rodziny, więc mam sobie strzelić w łeb, bo zawsze będę uważana za tą gorszą? Albo za tą, która prawdopodobnie będzie pijakiem i żulem?TrisHka pisze: Z autopsji? Powiedz mi czemu dzieciaki, których rodzice palą łatwiej popadają w ten nałóg?
Albo powiedz mi czemu nie piją? Bo wiedzą, że to zło czy dlatego, że wiedzą, że to zło i mogą łatwiej popaść w uzależnienie? Nigdzie nie napisałam, że to jest zasadą, ba nawet wspomniałam, że nie chcę uogólniać. Nie wrzucam wszystkich do jednego wora, ale chcesz tu rozmawiać o kilku jednostkach czy o większości? Sama również znam dziewczynę, której rodzice nie widzieli nic prócz dna kieliszka, a ona jakoś nie pije.
To już bardziej pasuje pod zdolność logicznego myślenia i wolą wolę.TrisHka pisze:To, że ktoś ma czegoś 'większą' świadomość nie znaczy, że ma łatwiej i tego nie robi. Przykład? Palacz wie, że może mu grozić rak płuc a i tak pali, prawda?
Nie sądzisz, że to ogromna odpowiedzialność a nie gra w loterię? Ogromne ryzyko, lepiej nie próbować niż spróbować i spiepszyć czyjeś już chwiejne uczucia. Do tego potrzeba wyjątkowych ludzi.TrisHka pisze:Nie mam tego jak udowodnić, ale skoro chcą pomagać to niech pomagają tym dzieciom, które już dłużej patrzą na taki 'wykrzywiony świat'. Tym bardziej, że są już świadome tego co się dzieje (takie 3-4latki). Oni mogą dalej się na to patrzeć, zamiast poczuć smak prawdziwego domu? I to jest dla mnie właśnie najgorsze.
- Cherry Bomb
- Posty: 707
- Rejestracja: 31 gru 2010, 12:59
A ja uważam że to czy rodzic pali pije ćpa czy robi co innego nie wpływa na dziecko w jakimś wielkim stopniu,może i dziecko jest bardziej podatne ale gdy tylko się mu wytłumaczy od lat dziecięcych że to jest złe jak szkodzi i będzie widziało skutki takich zachowań niekoniecznie zacznie palić ćpać pić itp,takie osoby zazwyczaj w ogóle nie piją nigdy nawet nie próbowały palić ani nawet ćpać.Znam osobiście wielu takich ludzi.
Wspominałam już wcześniej o genach, większej (nie konieczności) podatności etc. I teraz mnie zastanawia jedna rzecz. Może pomieszam dwa tematy, ale w sumie wychodzi na to, że w podobnych (a może i takich samych kwestiach) masz dwa różne zdania. Kiedy ja pisałam o tym, że ktoś pali i według mnie nie jest gorszy, to Ty zawzięcie się upierałaś, że jest, bo jest uzależniony. Do czego dążę? Do tego, że albo dzielisz ludzi na lepszych i gorszych, albo nie. Ja tego nie robię. Tak samo jak osoba uzależniona nie jest dla mnie gorsza, tak samo jak i to o czym piszę tu, w tym temacie, nie uważam za jakieś zło. Nie ma się co oszukiwać, że dzieci z takich rodzin są podatniejsze na uzależnienia. I o to mi chodzi od samego początku. Jest to nawet udowodnione, jak znajdę artykuł, to zarzucę linkiem.poly pisze:Dlatego nie rozumiem, skąd przekonanie, że osoby z patologicznej rodziny są bardziej narażone na dalsze używki. Totalnie tego nie rozumiem. Dla mnie to ciągłe przekonanie o tym, że ma się takich ludzi za gorszych. Jestem z patologicznej rodziny, więc mam sobie strzelić w łeb, bo zawsze będę uważana za tą gorszą? Albo za tą, która prawdopodobnie będzie pijakiem i żulem?
Według mnie niekoniecznie. Pisałaś o 'większej' świadomości. I przykład według mnie nie jest zły. Chociaż to co napisałaś równieżpoly pisze:To już bardziej pasuje pod zdolność logicznego myślenia i wolą wolę.
Oczywiście, że tak nie sądzę. Ale ten noworodek również dorośnie. W życiu nie myślałam o tym jako o loterii. Dlatego napisałam, że jak ktoś się nie czuje na siłach, ma jakieś obawy to nie powinien sie podejmować adopcji czy też posiadania własnego dziecka, o.poly pisze:Nie sądzisz, że to ogromna odpowiedzialność a nie gra w loterię? Ogromne ryzyko, lepiej nie próbować niż spróbować i spiepszyć czyjeś już chwiejne uczucia. Do tego potrzeba wyjątkowych ludzi.
Cherry Bomb, to przyznam się bez bicia, że Ciebie teraz już nie kumam
Dla mnie kluczową tu różnicą jest to, że decydując się na palenie, popadając w nałóg - robimy to sami, taka jest nasza decyzja. Chcemy się w to "bawić" - ale decydujemy o tym sami. I tak, uważam, że osoba zniewolona jest gorsza. W aspekcie odbieranie przez otoczenie, uznanie przez innych ludzi, że ktoś jest gorszy, bo ma taką a nie taką rodzinę - wpływa przez ludzi z zewnątrz. Sami o tym nie decydujemy, jaką mamy opinię, nie za to jakimi jesteśmy, a za to jaka jest nasza rodzina.TrisHka pisze: Może pomieszam dwa tematy, ale w sumie wychodzi na to, że w podobnych (a może i takich samych kwestiach) masz dwa różne zdania. Kiedy ja pisałam o tym, że ktoś pali i według mnie nie jest gorszy, to Ty zawzięcie się upierałaś, że jest, bo jest uzależniony. Do czego dążę? Do tego, że albo dzielisz ludzi na lepszych i gorszych, albo nie. Ja tego nie robię. Tak samo jak osoba uzależniona nie jest dla mnie gorsza, tak samo jak i to o czym piszę tu, w tym temacie, nie uważam za jakieś zło. Nie ma się co oszukiwać, że dzieci z takich rodzin są podatniejsze na uzależnienia. I o to mi chodzi od samego początku. Jest to nawet udowodnione, jak znajdę artykuł, to zarzucę linkiem.
Więc dla mnie oba aspekty są całkowicie się różniące.
Otóż to. Dlatego jeśli rodzic czuje wewnętrzną pewność, że noworodkowi podoła, dlaczego miałby nie dać mu miłości?TrisHka pisze:Oczywiście, że tak nie sądzę. Ale ten noworodek również dorośnie. W życiu nie myślałam o tym jako o loterii. Dlatego napisałam, że jak ktoś się nie czuje na siłach, ma jakieś obawy to nie powinien sie podejmować adopcji czy też posiadania własnego dziecka, o.
Tyle, że nie każdy tak odbiera ludzi. Nie każdy je dzieli na lepszych i gorszych. Powtarzam, że pisałaś o świadomości. I nie mówię tu o dzieciach teraz, a o rodzicach. Starając się o dziecko powinno być dla nich najważniejsze dobro malucha , a nie to, że oni by sobie chcieli niemowlaka, najlepiej niebieskookiego etc. O tym cały czas wałkuję.poly pisze:Dla mnie kluczową tu różnicą jest to, że decydując się na palenie, popadając w nałóg - robimy to sami, taka jest nasza decyzja. Chcemy się w to "bawić" - ale decydujemy o tym sami. I tak, uważam, że osoba zniewolona jest gorsza. W aspekcie odbieranie przez otoczenie, uznanie przez innych ludzi, że ktoś jest gorszy, bo ma taką a nie taką rodzinę - wpływa przez ludzi z zewnątrz. Sami o tym nie decydujemy, jaką mamy opinię, nie za to jakimi jesteśmy, a za to jaka jest nasza rodzina.
Więc dla mnie oba aspekty są całkowicie się różniące.
Yyy.. chyba się nie bardzo rozumiemy ^^poly pisze:Otóż to. Dlatego jeśli rodzic czuje wewnętrzną pewność, że noworodkowi podoła, dlaczego miałby nie dać mu miłości?
Oczywiście, że skoro podoła i mu 'przyznają' (cóż za straszne słowo, innego nie mogłam znaleźć), to nie ma w tym nic złego. Ja odnoszę się do 'selekcji' i wyboru dziecka takiego, jakiego się chce...
W tej części całkowicie się z Tobą zgadzam. Nie popieram i nie rozumiem przyszłych rodziców którzy traktują dziecko jak towar w sklepie i mają jakieś wymagania.TrisHka pisze: Oczywiście, że skoro podoła i mu 'przyznają' (cóż za straszne słowo, innego nie mogłam znaleźć), to nie ma w tym nic złego. Ja odnoszę się do 'selekcji' i wyboru dziecka takiego, jakiego się chce...
Jednak rozumiem tych którzy wolą wziąć młodsze dziecko.TrisHka pisze:Powtarzam, że pisałaś o świadomości. I nie mówię tu o dzieciach teraz, a o rodzicach. Starając się o dziecko powinno być dla nich najważniejsze dobro malucha , a nie to, że oni by sobie chcieli niemowlaka, najlepiej niebieskookiego etc. O tym cały czas wałkuję.
Wychodzi więc na to, że ja dzielę. Ale tylko pod aspektem uzależnienia.TrisHka pisze: Tyle, że nie każdy tak odbiera ludzi. Nie każdy je dzieli na lepszych i gorszych.
A ja nie bardzo. Bo co innego, jakby byli inni tacy rodzice, dla pozostałych dzieci. I mega wkurza mnie to, że niemowlaki 'idą jak świeże bułeczki', a przecież takie trzy czy czteroletnie dziecko również daje taką samą miłość, jak ten maluch. Mało tego one już zdążyły się napatrzeć na to złe, należy im się ciepły dom i szczęśliwa rodzina! Potrafi pokazać jak bardzo się cieszy etc. O to mi chodzi.poly pisze:Jednak rozumiem tych którzy wolą wziąć młodsze dziecko.
Ale nie mówię, że adopcja niemowlaków jest zła, bo one chociaż nie zdążą zobaczyć tego złego, co te biedne starsze dzieci...
ja rozumiem, ale sama starałabym się o starsze dziecko, tak może 2-3letnie. dlaczego? ze względu na nie, chciałabym żeby moje dziecko było świadome tego, że nie ja je urodziłam, ale że wychowałam je i kocham jak swoje. żeby wiedziało, że ma inną matkę i ojca. może trochę ze względu też na siebie bo nie wiedziałabym jak po kilku/kilkunastu latach powiedzieć dziecku, że było adoptowane.TrisHka pisze:A ja nie bardzo.poly pisze:Jednak rozumiem tych którzy wolą wziąć młodsze dziecko.
-
- Posty: 3050
- Rejestracja: 18 maja 2011, 15:11
- Lokalizacja: Blåkulla
sepän poika, starsze dzieci czyli? 10 lat? 15? ja widzę dosyć sporą różnicę między zabraniem z Domu Dziecka noworodka, 3letniego malucha, a nastolatka. starsze dzieci mają już wyuczone nawyki, wyrobione zdanie na różne tematy, są po prostu bardziej świadome otaczającego ich, do tej pory złego, świata. z 3latkami możemy mieć pole do manewru, wpoić im zasady panujące u nas w domu, taki brzdąc się nie zbuntuje, nastolatek już może a noworodek? pisałam wyżej, że chciałabym, żeby moje dziecko było świadome tego, że wcześniej mnie nie widziało, i gdybym miała możliwość wyboru to wzięłabym 3latka.
z noworodkami jest zdecydowanie łatwiej na początku, później zaczynają się schody.
z noworodkami jest zdecydowanie łatwiej na początku, później zaczynają się schody.
-
- Posty: 3050
- Rejestracja: 18 maja 2011, 15:11
- Lokalizacja: Blåkulla
Nie pamiętam ile, ale -naście. Wiem, że jest różnica, to był taki dość ekstremalny przykład. Ale tak to jest, że im starsze, tym więcej ma wpojonych już modeli zachowań i reakcji, które nie myśmy im wpoili, więc jest "mniej nasze". A odpowiedzialność przed światem taka sama.
3-latek się nie zbuntuje? Wolne żarty xD
3-latek się nie zbuntuje? Wolne żarty xD
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 3 gości