Rusałka pisze:Owszem. Ale wydaje mi się, że podjęcie decyzji o swojej śmierci to nie jest chwila. Nie mówię tu o depresyjnych nastolatkach, bo wiadomo, że to okres burzy hormonalnej, nie da się uniknąć gorszych okresów.
Piszesz o prawie do eutanazji. A taki zbuntowany nastolatek również by je miał, prawda? I nie tylko małolaty maja jakieś załamania. Jest od metra ludzi dorosłych, którym się noga w życiu podwinęła. Mają kredyty, nie mają kasy na spłatę/ zmarł im ktoś bliski itd. Można by było wymieniać tak do Bożego Narodzenia. Ludzie załamani również długo podejmują takie decyzje i długo się utwierdzają w tym, że jednak chcą umrzeć.
Rusałka pisze:Od kiedy na śmierć trzeba sobie zasłużyć? I kto będzie oceniał, że już sobie zasłużyliśmy, albo, że jeszcze troszkę musimy popracować, bo brak nam ileś punktów do tego by już można było umrzeć? Trochę to głupie jest. "Nie umrzesz, bo jeszcze nie zasłużyłeś!", coś w stylu dziecka, któremu zabrano zabawkę.
Według mnie na to sobie trzeba zasłużyć. I nie chodzi tu o jakąś skale punktową i że ktoś 'stwierdza', że się zasłużyło czy też nie. Bardziej chodzi mi o to, że życie to nie sielanka, tylko wiecznie jakieś problemu. Czasem duże, czasem małe a jeszcze czasem ogromne. I ludzie się 'męczą'. Zasłużyć sobie trzeba na to, aby temu zaprzestać. Tak to widzę. A to, że ktoś miałby prawo od tak sobie , ze sobą skończyć, to nic innego jak zwykłe tchórzostwo. Ucieczka. Tyle, że i tak to nic mu nie da. Tylko skrzywdzi innych, tych którym zależało. Takie egoistyczne to jest. I tu można porównać 'Nie dostałem zabawki, to się zabije, bo mi się nie udało'. Zamiast robić wszystko, żeby ją zdobyć
Rusałka pisze:Kiedy już nie mogę mu pomóc w żaden sposób... to tak. Ale oczywiście nie dlatego, że je druga połówka rzuciła i przeżywa chwilowe załamanie. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy na siłę chcą czegoś dla kogoś. Właściwie to chyba nie znam nikogo kto miałby podobne podejście do mnie: człowiek jest wolny i ma prawo wyboru, i nikt nie powinien go zatrzymywać na siłę, jeżeli jego wybór ma być mu w czymś pomocny. I nie jestem wyzbyta uczuć, po prostu wkurza mnie myśl, że właśnie moje własne uczucia ograniczałyby spokój drugiej osoby. Tak to widzę. Tak widzę Twoje podejście. Ludzie są egoistami i tak też spostrzegam Twoją perspektywę.
Poważnie uważasz, to za egoizm z mojej strony? Bo myślę o tym, że ktoś popełnia błąd? Że może (wiadomo, że nie musi) tego 'żałować', bo tak naprawdę nie o to w tym chodzi, nie o uciekanie. Czy, że chcę aby się męczył, żyjąc? Przytoczę Twoje zdanie z innej dyskusji. Uważasz, że masz prawo odebrać możliwość życia przez aborcję
komuś (tej istocie jeszcze nie narodzonej) i teraz, że sobie. Więc jak to jest? Czy aby ten zarodek, który by się urodził, nie ma prawa sam zadecydować o tym, skoro jest już takim zarodkiem? Trochę mi się sprzeczają te Twoje wizje. Skoro każdy sam sobie, bez patrzenia na innych, to tu się nie zgadza.
Wiem, że się czepiam i mieszam dwa tematy, ale one tak naprawdę tyczą się jednego. A wracając do tego mojego pytania, które Ci zadałam. Ja widzę to inaczej. I wtedy może byłabym egoistyczna, ale nie pozwoliłabym za nic w świecie. To moje dziecko, to ja je wydałam na świat i nie pozwoliłabym, żeby ono sobie z niego zeszło, bo tak chce. Wolę, żeby się męczyło 'życiem' i było obok mnie, niż miałabym je tylko wspominać. Ale o tym akurat przykładzie, nie ma co dyskutować, bo każdy ma inne potrzeby i inaczej odbiera pewne relacje z innymi.
Co do tej dłuższej części Twojej wypowiedzi. Odbieram to jako sugerowanie się kimś/czymś. Bo ktoś widzi coś tak, albo inaczej i Ty się z tym nie zgadzasz. Nie możesz się odnaleźć, ale czy to ma być dobry powód? Bo ktoś/coś ma inaczej? Uciekanie! To nic innego jak właśnie ucieczka. Bo nie jest tak jak wszyscy myślą. Ale to Twoje życie, Twoje zasady, Twoje decyzje (nie mam tu na myśli 'świadomej' śmierci). Piszesz, że się boisz, że nie będziesz mogła się odnaleźć. O czym to świadczy? Właśnie o tym o czym piszę. Nie masz i nigdy nie będziesz miała pewności, że Twój scenariusz już się skończył. I tu nie tak bardzo chodzi o to, że inni mają za Ciebie decydować. Jakoś śmiesznie mi to się widzi. Na zasadzie, że 'pójdę się położę do dołka i będę czekała na śmierć'
Bezsens. Ale to moje zdanie. Każdy ma inne priorytety w życiu.
Rusałka pisze:Może jestem w tym momencie egoistką, ale uważam, że to iż komuś daje siebie, nie znaczy, że ta osoba sobie mnie przywłaszcza i ma decydować za mnie. Ludzie w moim otoczeniu po prostu muszą się godzić z tym, że może pewnego dnia zniknę z ich życia. Rozumiem Twoją perspektywę Trish, jednak mam inną. I wątpię tez by znalazł się tutaj ktoś kto uważałby podobnie. Ten temat jak i wiele innych jest kompletnie nie przyswajanych przez ludzi jakich znam. Ale już się z tym pogodziłam.
Skoro poradziłaś sobie z czymś takim, to i z innymi rzeczami sobie poradzisz
Nie masz się co dziwić, że ludzie się z tym nie zgadzają. Bo nawet jak jest 'źle', to ważne jest to, że jest ta bliskość z innymi. Czy to z kimś z rodziny, czy też z kimś zupełnie obcym, spotkanym na ulicy. Jakakolwiek bliskość i nie mówię tu tylko o fizyczności. A tak btw, życie jest męczące, ale jest tyle pięknych rzeczy w nim, których nie jesteśmy w stanie poznać, bo Nam brakuje czasu. A co dobrego może się przytrafić?
Przykład? Chociażby, tak przez Ciebie lubiany sex