Zwiazek z osobą która ma dziecko, Tak czy Nie?
Zwiazek z osobą która ma dziecko, Tak czy Nie?
Czy związalibyście się z osobą, która ma dziecko? Jakbyście sie czuli z tą myslą?
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Cóż... Mój "domowy" tata był w takiej sytuacji i jakoś mu to nie przeszkadzało. Chwała mu za to.
Gdybym ja miała na celowniku mężczyznę i okazałoby się, że ma dziecko, miałabym problem. Nie chodzi mi o żadne tam, że obce dziecko mówi do mnie "mamo" i takie tam, bo wcale nie musi. Raczej o to, że nie przepadam za dziećmi, zwłaszcza małymi. Musiałoby upłynąć dużo wody, nim bym je faktycznie polubiła - o ile w ogóle.
Gdybym ja miała na celowniku mężczyznę i okazałoby się, że ma dziecko, miałabym problem. Nie chodzi mi o żadne tam, że obce dziecko mówi do mnie "mamo" i takie tam, bo wcale nie musi. Raczej o to, że nie przepadam za dziećmi, zwłaszcza małymi. Musiałoby upłynąć dużo wody, nim bym je faktycznie polubiła - o ile w ogóle.
-
- Posty: 4411
- Rejestracja: 12 cze 2010, 13:48
- Imię: Agnieszka
- Lokalizacja: Stamtąd.
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
-
- Posty: 4411
- Rejestracja: 12 cze 2010, 13:48
- Imię: Agnieszka
- Lokalizacja: Stamtąd.
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Ja bym osobiście się nie związała. Dzieci lubię, nawet bardzo. Ale to chyba musiałby być jakiś cud, żebym weszła w takich związek. Z doświadczenia wiem, że takie historie się źle kończą lub w trakcie wszyscy są pokrzywdzeni, itd. i itp.
Chyba,żebym się zakochała na zabój. I klapki na oczach miałabym założone. Ale tak trzeźwo myśląc...To jednak wolałabym swoje dzieci, męża itd. Aha..i NIGDY na DWA FRONTY..co gorsza więcej od dwóch.
Pozdrawiam.
Chyba,żebym się zakochała na zabój. I klapki na oczach miałabym założone. Ale tak trzeźwo myśląc...To jednak wolałabym swoje dzieci, męża itd. Aha..i NIGDY na DWA FRONTY..co gorsza więcej od dwóch.
Pozdrawiam.
Czytając niektóre posty wnioskuję, że niektórzy z was o ludziach z dziećmi myślą jak o jakiś gorszych ludziach.
Przecież oni tak samo mają prawo na miłość... A to, że byli już w jakimś związku (poważnym - bo przecież ma dziecko) i się nie udało... Trudno, nie zawsze człowiek podejmuje dobre i przemyślane decyzje.
abstrahując od tych wywodów - tak, związał bym się z osobą, która ma już dziecko. Jeżeli bym na prawdę kochał to czemu nie? Przecież tu chodzi o uczucie, a nie o dzieci, czy inne tego typu sprawy...
Przecież oni tak samo mają prawo na miłość... A to, że byli już w jakimś związku (poważnym - bo przecież ma dziecko) i się nie udało... Trudno, nie zawsze człowiek podejmuje dobre i przemyślane decyzje.
abstrahując od tych wywodów - tak, związał bym się z osobą, która ma już dziecko. Jeżeli bym na prawdę kochał to czemu nie? Przecież tu chodzi o uczucie, a nie o dzieci, czy inne tego typu sprawy...
Szczerze mówiąc ciężko jest rozpatrywać coś z punktu czysto teoretycznego, bo kiedy człowiek myśli o czymś w teorii to mniej włącza w to serce, a bardziej rozum.
Zważywszy jednak na to, że nawet w obliczu zakochania myślę raczej logicznie, to jeśli ten facet sam by wychowywał to dziecko, to nie miałabym żadnych zastrzeżeń, bo nie przeszkadzałoby mi wychowywanie 'gotowego' dziecka. Lubie dzieciaki, pewnie w ciągu bardzo krótkiego czasu bym się przywiązała Miałabym natomiast opory gdyby dziecko mieszkało z matka i on by ciągle tam chodził (do czego oczywiście ma prawo). Po prostu czułabym się paskudnie wlokąc za sobą czyjeś drugie życie, słuchając np, że matka nastawia dziecko przeciwko niemu itd itd. Wystarczy problemów własnych Wleczenie czyjejś byłej za soba to nie jest to o czym marzę.
Ale jak mówie, teoria jest tylko teorią.
Zważywszy jednak na to, że nawet w obliczu zakochania myślę raczej logicznie, to jeśli ten facet sam by wychowywał to dziecko, to nie miałabym żadnych zastrzeżeń, bo nie przeszkadzałoby mi wychowywanie 'gotowego' dziecka. Lubie dzieciaki, pewnie w ciągu bardzo krótkiego czasu bym się przywiązała Miałabym natomiast opory gdyby dziecko mieszkało z matka i on by ciągle tam chodził (do czego oczywiście ma prawo). Po prostu czułabym się paskudnie wlokąc za sobą czyjeś drugie życie, słuchając np, że matka nastawia dziecko przeciwko niemu itd itd. Wystarczy problemów własnych Wleczenie czyjejś byłej za soba to nie jest to o czym marzę.
Ale jak mówie, teoria jest tylko teorią.
Zorza ale przecież to nie musiało by się odbywać na zasadzie jego wizyt w domu matki, często jest tak że to dziecko np. co weekand przyjeżdża do domu ojca. A wtedy nikt by w takich wizytach nie przeszkadza jak np. ta była.
Kiedyś myślałem, że w taki związek bym się nie pakował ale dzisiaj myślę, że nie sprawiło by mi to jakiegoś większego problemu, no chyba że jej były by nas nachodził czy coś wtedy jakoś tak głupio by było. Jednak osobiście i w głębi duszy wolałbym kobietę bezdzietną
Kiedyś myślałem, że w taki związek bym się nie pakował ale dzisiaj myślę, że nie sprawiło by mi to jakiegoś większego problemu, no chyba że jej były by nas nachodził czy coś wtedy jakoś tak głupio by było. Jednak osobiście i w głębi duszy wolałbym kobietę bezdzietną
No tak ale wiadomo, że ona cały czas byłaby obecna w życiu. W kółko by się gdzieś przewijała. No, ale oczywiście nie upieram się przy tej teorii, bo teoretyczne rozważania, a praktyka, to dwie różne bajki.Portfolio pisze:Zorza ale przecież to nie musiało by się odbywać na zasadzie jego wizyt w domu matki, często jest tak że to dziecko np. co weekand przyjeżdża do domu ojca. A wtedy nikt by w takich wizytach nie przeszkadza jak np. ta była.
Na takie pytanie na prawdę ciężko jest powiedzieć, bo człowiek inaczej zachowuje się w sytuacjach które mają miejsce, a inaczej mówi o nich gdy nigdy ich nie poczuł na własnej skórze.
Gdybym dowiedziała się, ze mężczyzna na którym mi zależy ma już dziecko musiała bym dowiedziec się wszystkiego, czy jest rozwodnikiem, wdowcem itp. Od tej pozycji tez by wiele zależało. Teraz np ja nie była bym gotowa na własne dziecko, wiec wizja tego, że mój partnej by je miał, mogła by mnie odstraszyć, moze z wiekiem bardziej była bym na to gotowa.
Jestem przekonana, ze to była by wielka próba związku, jesli partner podjął by się wyzwania, poznania tego dziecka, akceptacji z jednej jak i z drugiej strony to wtedy by wszystko wyszło.
Nie mozna powiedzieć, czy wiązał byś się z kimś nie poznawszy sytuacji, wtedy wszystko by się zmieniło.
Gdybym dowiedziała się, ze mężczyzna na którym mi zależy ma już dziecko musiała bym dowiedziec się wszystkiego, czy jest rozwodnikiem, wdowcem itp. Od tej pozycji tez by wiele zależało. Teraz np ja nie była bym gotowa na własne dziecko, wiec wizja tego, że mój partnej by je miał, mogła by mnie odstraszyć, moze z wiekiem bardziej była bym na to gotowa.
Jestem przekonana, ze to była by wielka próba związku, jesli partner podjął by się wyzwania, poznania tego dziecka, akceptacji z jednej jak i z drugiej strony to wtedy by wszystko wyszło.
Nie mozna powiedzieć, czy wiązał byś się z kimś nie poznawszy sytuacji, wtedy wszystko by się zmieniło.
-
- Posty: 193
- Rejestracja: 20 sie 2010, 22:35
- Imię: Sylvia
- Lokalizacja: TOS
W życiu. Postawić się trzeba na miejscu tego dziecka- siedzisz sobie np. z mamą lub z tatą, normalne życie, w jednej chwili wszystko zamienia się w katastrofe- przychodzi nowa osoba której nie znasz i mów do niej tato/mamo. To koszmar jest. Dlatego bym tak nie zrobiła. Za duży stres bo tu chodzi o dziecko. Dziecka ja nigdy nie "skrzywdzę"*Cream pisze:Czy związalibyście się z osobą, która ma dziecko?
*to w pewnym sensie jest krzywda psychiczna
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Nikki, niekoniecznie z tym mówieniem "mamo" czy "tato".
Ja miałam 4 lata bodajże, jak przyszedł "nowy" tata i na początku mówiłam do niego po imieniu. Dopiero później, jak już zbierali się do ślubu, spytali, czy nie mogłabym mówić do niego "tato".
Szczerze mówiąc znacznie bardziej to przeżył mój biologiczny i jego rodzina, no i zaczęło się delikatne podjudzanie Justynki...
To tak apropo's postu Concepcion. Nie zawsze wszystko układa się dobrze, jeżeli druga strona ma klapki na oczach nie chce zaakceptować nowego partnera i ciągle jeździ po matce (lub ojcu). Nowy tata tak zupełnie ze mną różowo nie miał, chociaż na pewno łatwiej dogadać się z kilkulatkiem niż, założmy, kilkunastolatkiem.
(No bo rozumiem, że nie mówimy tylko o słitaśnych 3-latkach).
Nawet ze starszym kilkulatkiem może być problem. Kumpel z podstawówki miał chyba z 8 lat, jak rozwiedli mu się rodzice i przynajmniej z tego co kojarzę nie zaakceptował nowej żony swojego ojca ani jej dzieci.
Ja miałam 4 lata bodajże, jak przyszedł "nowy" tata i na początku mówiłam do niego po imieniu. Dopiero później, jak już zbierali się do ślubu, spytali, czy nie mogłabym mówić do niego "tato".
Szczerze mówiąc znacznie bardziej to przeżył mój biologiczny i jego rodzina, no i zaczęło się delikatne podjudzanie Justynki...
To tak apropo's postu Concepcion. Nie zawsze wszystko układa się dobrze, jeżeli druga strona ma klapki na oczach nie chce zaakceptować nowego partnera i ciągle jeździ po matce (lub ojcu). Nowy tata tak zupełnie ze mną różowo nie miał, chociaż na pewno łatwiej dogadać się z kilkulatkiem niż, założmy, kilkunastolatkiem.
(No bo rozumiem, że nie mówimy tylko o słitaśnych 3-latkach).
Nawet ze starszym kilkulatkiem może być problem. Kumpel z podstawówki miał chyba z 8 lat, jak rozwiedli mu się rodzice i przynajmniej z tego co kojarzę nie zaakceptował nowej żony swojego ojca ani jej dzieci.
-
- Posty: 4411
- Rejestracja: 12 cze 2010, 13:48
- Imię: Agnieszka
- Lokalizacja: Stamtąd.
Dokładnie. Niekoniecznie do nowego partnera swojego rodzica trzeba od razu mówić mamo/tato... Na pewno nie wymagałabym tego od dziecka mojego partnera, nie miałabym nic przeciwko jeśli dziecko mojego partnera mówiło do mnie po imieniu, bądź np. ciociu.
Będąc na miejscu dziecka, którego rodzice np. się rozwodzą i jedno z nich poznaje kogoś nowego, starałabym się to zaakceptować. Szczególnie cieszyłabym się, jeśli moja mama znalazła sobie kogoś nowego i była szczęśliwa. Może dlatego, że z ojcem nie mam dobrych kontaktów.
Będąc na miejscu dziecka, którego rodzice np. się rozwodzą i jedno z nich poznaje kogoś nowego, starałabym się to zaakceptować. Szczególnie cieszyłabym się, jeśli moja mama znalazła sobie kogoś nowego i była szczęśliwa. Może dlatego, że z ojcem nie mam dobrych kontaktów.
Nic a nic by mi nie przeszkadzało,to że facet którego kocham ma dziecko z inną. To tak samo jak i z kobietami. Czasami w życiu tak się podwinie noga i różnie można skończyć. A to,że jest się rodzicem nie znaczy,że nie można być szczęśliwym. Chyba nie muszę tu wspominać o tym,ze facet musiałby być rozwodnikiem? ? Na trójkąt,do życia się nie pcham. A to dziecko wcale nie musiałby na mnie mówić mamo!
Tym bardziej,że ja kocham dzieci
Tym bardziej,że ja kocham dzieci
Chyba dałabym radę. Ale na pewno nie teraz. Póki co nie mam sił na zwykły związek. Raz byłam ze starszych facetem od siebie (10 lat różnicy) i lekko paraliżowała mnie myśl, że za jakiś czas on będzie chciał mieć żonę i dzieci. Ale im jestem starsza tym bardziej czuję się dość odpowiedzialna za drugiego człowieka. Wychowywanie oczywiście ma swoje plusy i minusy (wiadomo, często rodzinka się wcina), ale gdybym mocno kogoś kochała, a ten ktoś miałby już dziecko... czemu nie.
W moim przypadku raczej nic nie stałoby na przeszkodzie. Jeśli dziecko mieszkałoby ze swoim ojcem (czyli przypuszczalnym 'moim' wybrankiem), a zarazem zamieszkałoby ze mną to też nie widzę przeszkody. Wręcz przeciwnie - zależnie od wieku - starałabym się zatroszczyć o to dziecko; od zabaw i żartów, po obowiązki i 'naukę' codzienności...
Nie chciałabym tylko, by ów dzieciak nazywał mnie "mamą". Wolałabym, żeby zwracał się do mnie po imieniu, niezależnie od wieku.
Nie chciałabym tylko, by ów dzieciak nazywał mnie "mamą". Wolałabym, żeby zwracał się do mnie po imieniu, niezależnie od wieku.
Nie.
Na ten moment myślę, że nie podołałabym temu zadaniu. I to jest główny powód tego nie.
Potrzeba ogromnej siły, ogromnej wiary, cierpliwości, poświęcenia, by wychować dziecko, które wcześniej miało innego ojca czy matkę.
Nie czułabym się na tyle gotowa, by tyle poświęcić bądź co bądź, obcemu dziecku.
Na ten moment myślę, że nie podołałabym temu zadaniu. I to jest główny powód tego nie.
Potrzeba ogromnej siły, ogromnej wiary, cierpliwości, poświęcenia, by wychować dziecko, które wcześniej miało innego ojca czy matkę.
Nie czułabym się na tyle gotowa, by tyle poświęcić bądź co bądź, obcemu dziecku.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości