Różnice wyznaniowe w związku.
Ostatnio doszłam do wniosku, że nie mogłabym związać się z kimś, kto wyznaje jakąś religię. No bo patrzcie - powiedzmy, że poznaję sobie jakiegoś katolika (o to w Polsce nietrudno), za jakiś czas chcemy wziąć ślub, wiadomo. Ale, jakby na to nie patrzeć, jedno z nas musiałoby w takiej sytuacji rezygnować ze swoich przekonań.
Przypuśćmy, że to ja chciałabym się dostosować do niego (co jest nierealne, rzadko kiedy robię coś wbrew sobie). Przed ślubem nie mogłabym z nim zamieszkać, bo to dla niego grzech - sialibyśmy zgorszenie, musiałby się z tego spowiadać i za to żałować, jeżeli nie żałuje, to spowiedź nie jest ważna, nie mógłby sobie przyjmować komunii, pewnie byłoby mu z tym źle. Nieważne, czy później by się okazało, że raczej do siebie nie pasujemy. O seksie przed ślubem nie byłoby nawet mowy - konsekwencje takie same jak wyżej. Na tym etapie powinnam już podziękować. Ale patrzmy dalej, może bardzo by mi na nim zależało. Weźmiemy ten ślub (w kościele - apostatów dopuszczają), ale stwierdzimy, że nie chcemy mieć na razie dzieci (co już byłoby sprzeczne z naukami kościoła - według nich, miałam tak nawet napisane kiedyś w książce od religii, małżeństwo jest głównie po to, by przekazywać życie) - mój małż nie uznaje antykoncepcji, bo wbrew jego religii, a naturalne metody - jak każdy wie - są zawodne. Wróćmy do tego ślubu - żebym po apostazji mogła mieć ceremonię w kościele, musiałabym przyrzec, że dzieci będą wychowywane w katolicyzmie (chrzest, komunia, bierzmowanie itp), a do tego nie chciałabym dopuścić pod żadnym względem. Nawet gdy już nie wytrzymam w tym cyrku, to kościół nie uznaje rozwodów (do tych kościelnych trzeba mieć poważny powód, by dali zgodę). Może i ja bym ułożyła sobie potem życie, ale dla mojego męża według religii katolickiej nadal będziemy małżeństwem przed bogiem. W związku z tym on nie może wyjść za kogoś po raz drugi, czyli, krótko mówiąc, spieprzyłabym kolesiowi życie. Tadaaam.
Sytuacja nr 2 - on dostosowywałby się do mnie. Generalnie by tak pewnie nie zrobił, bo to by było sprzeczne z jego sumieniem. Nie poszedłby potem do nieba, gdyby na to pozwolił, więc pewnie by nie ryzykował. Byłby nieszczęśliwy.
Sytuacja nr 3.
Jeżeli uważa się za katolika, a chce uprawiać seks przed ślubem, używać antykoncepcji, wisi mu wychowywanie dzieci w duchu katolickim, to jest nikim innym niż zwykłym hipokrytą, a z takimi też nie chcę mieć nic wspólnego (dłużej niż jedną noc).
Przypuśćmy, że to ja chciałabym się dostosować do niego (co jest nierealne, rzadko kiedy robię coś wbrew sobie). Przed ślubem nie mogłabym z nim zamieszkać, bo to dla niego grzech - sialibyśmy zgorszenie, musiałby się z tego spowiadać i za to żałować, jeżeli nie żałuje, to spowiedź nie jest ważna, nie mógłby sobie przyjmować komunii, pewnie byłoby mu z tym źle. Nieważne, czy później by się okazało, że raczej do siebie nie pasujemy. O seksie przed ślubem nie byłoby nawet mowy - konsekwencje takie same jak wyżej. Na tym etapie powinnam już podziękować. Ale patrzmy dalej, może bardzo by mi na nim zależało. Weźmiemy ten ślub (w kościele - apostatów dopuszczają), ale stwierdzimy, że nie chcemy mieć na razie dzieci (co już byłoby sprzeczne z naukami kościoła - według nich, miałam tak nawet napisane kiedyś w książce od religii, małżeństwo jest głównie po to, by przekazywać życie) - mój małż nie uznaje antykoncepcji, bo wbrew jego religii, a naturalne metody - jak każdy wie - są zawodne. Wróćmy do tego ślubu - żebym po apostazji mogła mieć ceremonię w kościele, musiałabym przyrzec, że dzieci będą wychowywane w katolicyzmie (chrzest, komunia, bierzmowanie itp), a do tego nie chciałabym dopuścić pod żadnym względem. Nawet gdy już nie wytrzymam w tym cyrku, to kościół nie uznaje rozwodów (do tych kościelnych trzeba mieć poważny powód, by dali zgodę). Może i ja bym ułożyła sobie potem życie, ale dla mojego męża według religii katolickiej nadal będziemy małżeństwem przed bogiem. W związku z tym on nie może wyjść za kogoś po raz drugi, czyli, krótko mówiąc, spieprzyłabym kolesiowi życie. Tadaaam.
Sytuacja nr 2 - on dostosowywałby się do mnie. Generalnie by tak pewnie nie zrobił, bo to by było sprzeczne z jego sumieniem. Nie poszedłby potem do nieba, gdyby na to pozwolił, więc pewnie by nie ryzykował. Byłby nieszczęśliwy.
Sytuacja nr 3.
Jeżeli uważa się za katolika, a chce uprawiać seks przed ślubem, używać antykoncepcji, wisi mu wychowywanie dzieci w duchu katolickim, to jest nikim innym niż zwykłym hipokrytą, a z takimi też nie chcę mieć nic wspólnego (dłużej niż jedną noc).
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
-
- Posty: 8625
- Rejestracja: 02 maja 2009, 21:11
Zastanawiałam się dość długo co napisać w tym temacie i nie do końca jestem pewna tego co dokładnie chciałabym tutaj napisać. Związek z innowiercą... sama nie wiem. Dobrze dogaduję się z pewnym wyznawcą Islamu ale nie wiem czy mogłabym mieszkać z kimś tego wyznania. ( o innych się nie wypowiadam bo nie do końca znam). Wiem, że dla mnie byłoby ciężko w codziennym dniu, bo przecież każdy z nas ma inne codzienne przyzwyczajenia. A co w sprawie wychowania dzieci? Które wyznanie byśmy im przekazali? Może związek z osobą innego wyznania teraz nie robiłby problemu. Ale na dłuższą metę mógłby stanowić problem.
-
- Posty: 239
- Rejestracja: 25 lip 2009, 13:33
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: zakopane
hehe śmieszne wiesz u mnie w domu była taka sytuacja.... mój tato wyznaje prawosławie, mama zaś jest katoliczką i urodziło im się dziecko i co teraz... najstarszy brat jest katolikiem, dalej drugie dziecko.. i siostra jest wychowana bardziej na prawosławie, następnie po 9 latach ja, w takim razie mama zdecydowała za mnie i jestem katoliczką, jestem na rozstaju.. raz pójdę do kościoła raz do cerkwi, ale częściej bywam w cerkwi. Z resztą i tak modlimy się do tego samego boga więc nie ma różnicy gdzie pójdę w tej chwili moja mama wyznała że żałuje że nie przeszła na prawosławie, eh co za życieautor nieznany pisze:Dlatego by rozwiązać ten problem dziecko samo powinno wybrać swoją religie gdy będzie na to gotowe.
jeśli chodzi o mnie to większej różnicy mi to nie robi jaką religię będzie wyznawał mój mąż, byle by mnie kochał
A antykoncepcja to niby nie jest?Kot pisze:a naturalne metody - jak każdy wie - są zawodne.
Nie ma rozwodów w Kościele. Jest stwierdzenie, że Sakrament był nieważnie zawarty, a to duża różnica.Kot pisze:awet gdy już nie wytrzymam w tym cyrku, to kościół nie uznaje rozwodów (do tych kościelnych trzeba mieć poważny powód, by dali zgodę).
No to niech przechodziMitsu pisze:w tej chwili moja mama wyznała że żałuje że nie przeszła na prawosławie, eh co za życie
Jest. Nabożeństwo u prawosławnych nie jest ważną Mszą ?więtą z punktu widzenia Kościoła.Mitsu pisze:więc nie ma różnicy gdzie pójdę
Co do mnie - nie będę gdybać. Mam już swoją Ukochaną, z którą nie chcę się rozstawać, a która jest katoliczką
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Mógłbyś czytać całe wypowiedzi, a nie wyrywać z kontekstu tylko to, co Ci pasuje? Mitsu chodziło o to, że dla niej nie ma różnicy w jakiej świątyni się modli, bo Bóg jest jeden. A to, czy msza w cerkwii jest ważna z punktu widzenia KK - prawdę mówiąc, mi to wali i podejrzewam, że jej też. Liczy się intencja, a nie miejsce. Według Ciebie zrobię lepiej, jak pójdę do kościoła żeby się pokazać sasiadom czy lepiej zrobi Mitsu, idąc do cerkwi, żeby się pomodlić?Dreamer pisze:Jest. Nabożeństwo u prawosławnych nie jest ważną Mszą ?więtą z punktu widzenia Kościoła.Mitsu pisze: napisał/a:
więc nie ma różnicy gdzie pójdę
U mnie istnieje pewna różnica wyznaniowa, chociaż kolosalna nie jest. Chłopak - tzw. niepraktykujący katolik. Ma taką potrzebę, to idzie do kościoła, nie ma - nie idzie (i jest dużo bardziej uczciwy pod tym względem niż zdecydowana większość znanych mi praktykujących).
Ja - coś dziwnego. Katolicyzm, wiara w dusze zwierząt, Boga w przyrodzie, spirytyzm (kolejność przypadkowa). Taki misz masz.
W pewnych kwestiach się nie zgadzamy do końca, choćby w kwestii posyłania w przyszlości naszego ewentualnego dziecka na lekcje religii. Osobiście wolałabym, by miał etykę, pewien dylemat mam z Komunią. Z jednej strony bez lekcji religii nie ma Komunii, a nie chcę, by mu katechetka bredziła o tym, że człowiek jest najważniejszy na świecie albo że jest opętany przez Szatana, jeśli słucha rocka. Z drugiej - jak społeczeństwo dalej będzie takie, jakie jest, to on jako swego rodzaju innowierca będzie biedny w szkole, bo u nas innej wiary = gorszy.
Wychodzę z założenia, że ludzie nie muszą być tego samego lub podobnego wyznania, by małżeństwo było udane. Grunt to samodzielne myślenie, a nie ciągłe oglądanie się na innych.
Jak ma się chodzić do kościoła na pokaz, to lepiej w ogóle nie chodzić. To samo tyczy się cerkwi, zboru i świątyni każdego innego wyznania.perscecutoria pisze:Według Ciebie zrobię lepiej, jak pójdę do kościoła żeby się pokazać sasiadom czy lepiej zrobi Mitsu, idąc do cerkwi, żeby się pomodlić?
I za to masz plusaperscecutoria pisze:Grunt to samodzielne myślenie, a nie ciągłe oglądanie się na innych.
przepraszam a byłeś kiedykolwiek na mszy w cerkwi?? to nie mamy o czym gadać Msza w cerkwi nie różni się niczym od kościelnej, ma tylko swoje zwyczaje troszkę inne niż w kościele ale jednak znaczą to samo. Msza jest głoszona w języku ukraińskim i muszę tu przyznać że przez to msza nabiera takiej grozy.. W chrześcijańskim zwyczaju jest tak, że ksiądz na ambonie czyta ewangelię, a w cerkwi czyja ją jakiś starszy człowiek. Może jeszcze kilka zwyczajów prawosławnych jest wykonywanych, jak np. całowanie przez dzieci biblii czy zamiast opłatka jest pokrojony chleb zamoczony w winie.Dreamer pisze:Jest. Nabożeństwo u prawosławnych nie jest ważną Mszą ?więtą z punktu widzenia Kościoła.
Dreamer pisze:Jak ma się chodzić do kościoła na pokaz, to lepiej w ogóle nie chodzić. To samo tyczy się cerkwi, zboru i świątyni każdego innego wyznania.
tak przy okazji czy ja w swojej wypowiedzi ujęłam gdziekolwiek że chodzę tam tylko na pokaz?? powiedz czy przeszkadza Ci to, że jestem innego wyznania?
W mojej rodzinie wszystko jest trochę inaczej... W jedną niedzielę jesteśmy na mszy w cerkwi, a w następną w kościele by było zadość. Rodzice i tak uważają że modlimy się do tego samego Boga, więc to bez różnicy w do której świątyni pójdziemy.
Nie, nie przeszkadza mi to w zupełności Twoja wiara, Twoje zbawienieMitsu pisze:tak przy okazji czy ja w swojej wypowiedzi ujęłam gdziekolwiek że chodzę tam tylko na pokaz?? powiedz czy przeszkadza Ci to, że jestem innego wyznania?
Poza tym to był post skierowany do persecutorii z tego co pamiętam
Liturgika to moja pierwsza pasja, a liturgia grekokatolicka (czyli prawosławna, tyle że odprawiana przez katolików) należy także do tej dziedziny.Mitsu pisze:Msza w cerkwi nie różni się niczym od kościelnej, ma tylko swoje zwyczaje troszkę inne niż w kościele ale jednak znaczą to samo.
Wiara jest inna. Msza tak samo. Zwyczaje wywodzą się z różnych kręgów kulturowych (prawosławni - św. Jan Chryzostom, czyli ogólnie Wschód), a pierwsza Liturgia Kościoła, to Liturgia rzymska (czyli Zachód).
Z chęcią Ale to może chodź na PW, albo załóżmy inny temat, bo by się OT zrobiłto skoro taki z Ciebie znawca to porozmawiajmy o sektach, tradycjonalizmie w kościele czy początkach tej religii, prześladowaniach itd?
Wg mnie Kościół Katolicki głosi Prawdę, co automatycznie oznacza, że inne wyznania ani religie tego nie robią, bo Prawda jest tylko jedna.Bee132 pisze: a kościół katolicki nie ma monopolu na prawdę i zbawienie.
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Tak czytałam ten temat i miło się czytało wypowiedzi mówiące iż to nie powinno sprawiać różnicy, że to jest najmniej istotne itd
Jednak w większości pisały to zapewne osoby nie mające zupełnie doświadczenia
w tego typu związkach.
Dużo też rozmawiałam o tym ze znajomymi, ponieważ sama w takim związku jestem,
i też były to osoby które tylko słownie mogły zapewnić o tym.
?ycie jednak zdania weryfikuje.
Wiem że wiara może jednak stać na przeszkodzie...
Jak nie jednej osobie to drugiej.
I jak ja bym chciała by on się rozwinął tak muszę być świadoma
iż mogę tego się nie doczekać.
Jednak w większości pisały to zapewne osoby nie mające zupełnie doświadczenia
w tego typu związkach.
Dużo też rozmawiałam o tym ze znajomymi, ponieważ sama w takim związku jestem,
i też były to osoby które tylko słownie mogły zapewnić o tym.
?ycie jednak zdania weryfikuje.
Wiem że wiara może jednak stać na przeszkodzie...
Jak nie jednej osobie to drugiej.
I jak ja bym chciała by on się rozwinął tak muszę być świadoma
iż mogę tego się nie doczekać.
-
- Posty: 4411
- Rejestracja: 12 cze 2010, 13:48
- Imię: Agnieszka
- Lokalizacja: Stamtąd.
Kłopotem na początku może i nie jest. Ale kiedy pojawi się dziecko już może nie być tak kolorowo. Wydaję mi się , że wszystko zależy od tego jak bardzo wiara jest z Nami blisko. Skoro kochamy drugą osobę, która jest w innej wierze, to taka ją akceptujemy. Ale jak na świecie pojawia się 'cząstka' Nas, to chcemy, żeby była w tej samej wierze co i my (przynajmniej tak mi się wydaję- nie wiem na pewno, bo nie mam dzieci i nie byłam w takiej sytuacji). Miłość jest silna, o ile obie strony o Nią dbają. Ale co innego jest chyba, jeżeli chodzi o miłość do dziecka
Według katolików ich prawda jest jedna, według prawosławnych to właśnie ich prawda jest tą właściwą. Tak samo z Żydami, Muzułmanami, czy innymi wiarami i wyznaniami. Wystarczy tylko zrozumieć tą drugą osobę, przy czym zrozumienie nie polega koniecznie na akceptacji wiary tej osoby, tylko tej osoby po prostuDreamer pisze: Wg mnie Kościół Katolicki głosi Prawdę, co automatycznie oznacza, że inne wyznania ani religie tego nie robią, bo Prawda jest tylko jedna.
-
- Posty: 8625
- Rejestracja: 02 maja 2009, 21:11
Nell ma rację. Każdy ma swoją prawdę. I później te prawdy mogą się kłócić ze sobą, bo przecież prawda jest tylko jedna.
Mam kuzyna, którego rodzice są innego wyznania. On nie przywiązuje wagi do religii i wiary, więc jest jak jest. Ale gorzej byłoby pewnie gdyby musiał wybrać. Chociaż chrzest przyjął. Innego sakramentu już nie.
Taka matka, czy ojciec muszą mieć cieżko jeśli sami chcą w wierze wychować.
Podobno kościół katolicki zezwala na zawarcia związków małżeńskich z kimś innego wyznania pod warunkiem, jeśli zgodzą się wychowywać dziecko w wierze katolickiej. Mówię podobno, bo tylko tak od księdza słyszałam. Na lekcji. Ale w praktyce to dużo trudniej wyglada.
Mam kuzyna, którego rodzice są innego wyznania. On nie przywiązuje wagi do religii i wiary, więc jest jak jest. Ale gorzej byłoby pewnie gdyby musiał wybrać. Chociaż chrzest przyjął. Innego sakramentu już nie.
Taka matka, czy ojciec muszą mieć cieżko jeśli sami chcą w wierze wychować.
Podobno kościół katolicki zezwala na zawarcia związków małżeńskich z kimś innego wyznania pod warunkiem, jeśli zgodzą się wychowywać dziecko w wierze katolickiej. Mówię podobno, bo tylko tak od księdza słyszałam. Na lekcji. Ale w praktyce to dużo trudniej wyglada.
Hm... ja jako osoba o dość skrajnych ateistycznych poglądach jestem właśnie na takim miejscu już trochę czasu. I to z osobą naprawdę głęboko religijną, tak naprawdę baaardzo. I pod tym względem jest nawet w porządku, a kłopot nie pojawia się do końca na fundamentach religii i przekonań, a... po prostu na różniących nas w tym temacie charakterach.
Ja mam to do siebie, że lubię uczestniczyć w dyskusjach w tym temacie, ale głównie z innymi ateistami lub agnostykami, protestantami. Z katolikami - ok, wymienię swoje racje, ale nic im nie zarzucę, najwyżej pogadam o różnicy poglądów. To też zależy z kim oczywiście.
Z P. mam tylko nieco inaczej. Z reguły nie chcę prowadzić z nim tematu np. (nie)wiary, staram się też ich nie zaczynać. Lecz on przeciwnie, bardzo często sięga do tego (pragnę przypomnieć, że jest bardzo głęboko wierzący...). I choć nie raz wykrywam w jego słowach bzdurę - nie to, że szydzę, ale po prostu opowiada mi o czymś, co zostało wyjaśnione naukowo etc. - to jednak wolę to przemilczeć, a nie jest to u mnie częste zachowanie....
Najgorzej jest jednak, gdy ten z siłą maniaka upiera się przy swoim nawet, gdy nie prowadzę z nim dyskusji. Że tak przytoczę "rozmowę":
- (...) i sądzę, że to Duch Święty...
- Aha... *moje milczenie*
- No tak. Tak jest, bo ja w to wierzę.
Litości... każdy powinien mieć swoje zdanie
Tak jak wspomniałam to nie wynika z poglądów, a z charakterów. A ja znam siebie i wiem, że już niedługo i będę mieć dosyć tekstów "ja tak sądzę, więc tak jest", a te u owego bliskiego mi pana powtarzają się bardzo często...
A jeśli będę mieć dosyć - to w końcu powiem swoje. Bo przecież kiedyś trzeba, prawda?
Ja mam to do siebie, że lubię uczestniczyć w dyskusjach w tym temacie, ale głównie z innymi ateistami lub agnostykami, protestantami. Z katolikami - ok, wymienię swoje racje, ale nic im nie zarzucę, najwyżej pogadam o różnicy poglądów. To też zależy z kim oczywiście.
Z P. mam tylko nieco inaczej. Z reguły nie chcę prowadzić z nim tematu np. (nie)wiary, staram się też ich nie zaczynać. Lecz on przeciwnie, bardzo często sięga do tego (pragnę przypomnieć, że jest bardzo głęboko wierzący...). I choć nie raz wykrywam w jego słowach bzdurę - nie to, że szydzę, ale po prostu opowiada mi o czymś, co zostało wyjaśnione naukowo etc. - to jednak wolę to przemilczeć, a nie jest to u mnie częste zachowanie....
Najgorzej jest jednak, gdy ten z siłą maniaka upiera się przy swoim nawet, gdy nie prowadzę z nim dyskusji. Że tak przytoczę "rozmowę":
- (...) i sądzę, że to Duch Święty...
- Aha... *moje milczenie*
- No tak. Tak jest, bo ja w to wierzę.
Litości... każdy powinien mieć swoje zdanie
Tak jak wspomniałam to nie wynika z poglądów, a z charakterów. A ja znam siebie i wiem, że już niedługo i będę mieć dosyć tekstów "ja tak sądzę, więc tak jest", a te u owego bliskiego mi pana powtarzają się bardzo często...
A jeśli będę mieć dosyć - to w końcu powiem swoje. Bo przecież kiedyś trzeba, prawda?
Re: Różnice wyznaniowe w związku.
A czy ludzie innej wiary są jacyś parszywi? Ja nie mam nic przeciwko innym religiom i jeśli bym się zakochał w kobiecie, która wyznaje inną wiarę niż chrześcijaństwo to nie przeszkadzałoby mi to, dlatego że liczy się dla mnie wnętrze, serce, charakter i sama osoba, niż to w co wierzy.Fantazja pisze:Co o tym sądzicie? Związalibyście się z kimś kto nie jest takiej wiary jak wy?
Trudniej było by jakby w nic nie wierzyła, bo wtedy po prostu zamiast od niej uciekać i mówić pa pa, starałbym się jakoś ją 'nawrócić', przekonać, że Bóg istnieje i że jest ważny w życiu każdego z nas.
Re: Różnice wyznaniowe w związku.
Mam cichą nadzieję, że moja partnerka życia będzie miała podobne poglądy religijne jak ja.
Jednak jak będzie wyznawała któraś z religii nie będzie mi to przeszkadzać.
Jednak jak będzie wyznawała któraś z religii nie będzie mi to przeszkadzać.
Re: Różnice wyznaniowe w związku.
Myślę, że mimo wszystko byłoby to problemem. W końcu to dość dużo różnic w poglądach, stylu życia itp. Byłoby ciężko żyć z taką osobą, tak myślę. Ale jeśli na prawdę kochałabym się z tą osobą ponad życie, jeśli czułabym, że między nami jest ogromna miłość - to oczywiście warto byłoby próbować pokonać te wszystkie przeszkody i walczyć z nimi.
Piszę o związku ludzi dwóch całkiem innych religii, np. chrześcijanina i buddysty. Jeśli byłby to na przykład związek chrześcijan - tyle, że katolika i luteranina - to prostsza sprawa.
Piszę o związku ludzi dwóch całkiem innych religii, np. chrześcijanina i buddysty. Jeśli byłby to na przykład związek chrześcijan - tyle, że katolika i luteranina - to prostsza sprawa.
Re: Różnice wyznaniowe w związku.
Głównie zależy jakie podejście do tematu ma konkretna para... Jeśli ktoś nie wtrąca się w moją wiarę i praktyki to jestem w stanie być w takim związku. Gdyby próbował mnie przekonywać albo o zgrozo czegoś mi zabraniać to wysiadam.
Byłam przez dwa lata w związku z muzułmaninem i nie mieliśmy większych problemów na polu religijnym.
Byłam przez dwa lata w związku z muzułmaninem i nie mieliśmy większych problemów na polu religijnym.
Re: Różnice wyznaniowe w związku.
Problemy w związkach w którym panują różne wyznania będą wynikały tylko i wyłącznie z konserwatywnego nastawienia co najmniej jednej osoby. Parę miesięcy temu na humorystycznym forum katolik.pl czytałem rady na temat "Co zrobić jeżeli mój partner jest ateistą? " Większość wypowiedzi brzmiała po prostu "Zostaw go!", inni sie potrudzili o słowa wstępu "Spróbuj go przekonać" ale kończyły się tak samo jak powyżej . Osobiście nie związał bym się z fanatyczką, bigotką nie wiadomo jaka by ona nie była, bo przecież zdrowie się ma tylko jedno .
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości