Strata ukochanego zwierzątka
- QueenDream
- Posty: 30323
- Rejestracja: 18 gru 2008, 19:08
- Imię: Aldona
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Kraina Marzeń
Strata ukochanego zwierzątka
Straciliście kiedyś swego kochanego pupila?
Jak to przeżyliście?
Było Wam trudno?
Jak to przeżyliście?
Było Wam trudno?
- Bogini_Seksu
- Posty: 2418
- Rejestracja: 21 cze 2009, 14:52
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Z Kątowni :P
Ja zawsze przeżywam nad utratą zwierzaka. I to bardzo, nie ważne czy był ze mną całe życie, czy jedną chwilę...Zawsze jest mi ciężko, gdy stracę pupilka...
Straciłam:
2 świnki morskie...
2 króliki (1 z nich był u mnie tylko dzień, ktoś go podtruł)
3 koty (2 zdechły tuż po urodzeniu, a i tak strasznie przeżywałam)
2 psy...
Straciłam:
2 świnki morskie...
2 króliki (1 z nich był u mnie tylko dzień, ktoś go podtruł)
3 koty (2 zdechły tuż po urodzeniu, a i tak strasznie przeżywałam)
2 psy...
-
- Posty: 8625
- Rejestracja: 02 maja 2009, 21:11
Tak straciłam moją ukochaną psinkę, która była ze mną odkąd pamiętam bo połowę mojego życia.
Umarła w dzień moich urodzin. Dokładnie kurde tego samego dnia. Strasznie przeżywałam to jeszcze parę dni później.
Tyle, ze tydzień później dostałam nowego psa. Ale pamięć o tamtym została jeszcze. I czasami jak patrzę na zdjęcia to mi się płaknie trochę.
Mniejszy jakiś smutek miałam po chomikach itp. Po nich chwilę popłakałam tylko.
Umarła w dzień moich urodzin. Dokładnie kurde tego samego dnia. Strasznie przeżywałam to jeszcze parę dni później.
Tyle, ze tydzień później dostałam nowego psa. Ale pamięć o tamtym została jeszcze. I czasami jak patrzę na zdjęcia to mi się płaknie trochę.
Mniejszy jakiś smutek miałam po chomikach itp. Po nich chwilę popłakałam tylko.
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
- Dunkelheit
- Posty: 2042
- Rejestracja: 15 cze 2009, 11:19
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Kutno.
- QueenDream
- Posty: 30323
- Rejestracja: 18 gru 2008, 19:08
- Imię: Aldona
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Kraina Marzeń
Mój owczarek zginął jakieś 2 lata temu, pewnego dnia znalazłem go na brzegu jeziora, zaplątał się w wodorosty i utonął, trochę inaczej było bez niego, podczas biegania nie kręcił mi się pod nogami... ale życie idzie na przód, teraz mam Dalmatyńczyka który mnie nie słucha, a podczas biegania ściga się ze mną, wygrywa, no cóż... kiepską kondycję mam
-
- Posty: 1214
- Rejestracja: 31 sie 2010, 14:12
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
Od kiedy tylko pamiętam była z Nami Dora. Owczarek niemiecki. Miałam chyba roczek,kiedy stała się członkiem naszej rodziny. Była z Nami do 15 roku mojego życia. Bardzo cierpiałam,ale biedna miała raka i nic się nie dało więcej zrobić,aby mogła jeszcze z Nami zostać. Przez dłuższy czas nie byłam gotowa na to,żeby rodzice sprawili nowego pieska.Musiałam się z tym pogodzić,a potrzebowałam na to bardzoo dużo czasu..
I niecały rok temu, ktoś załatwił podle mojego kotka.
Nie wiem jak można skopać po mordce małą kicie? W taki sposób,aby połamać jej szczękę? Prócz tego podpalać ją papierosem? Do tego jeszcze przetrącić jej lewą tylna łapkę? Czym taka Kicia sobie może zasłużyć na takie potraktowanie?
Jego stan był ciężki. Weterynarz,powiedział,że jest szansa,że z tego wyjdzie,ale najgorzej wygląda sytuacja ze szczęką.Że operacja będzie dosyć kosztowna,a pewności,że będzie mógł normalnie jeść nie może Nam dać. Zdecydowaliśmy się jednak na tę operację.Niby szczęka była na zawiaskach,ale on już nie jadł,kiepsko się czuł..Po kilku dniach (które przeleżał non stop), zaczął dziwnie oddychać. Dostał jakiegoś krwotoku wewnętrznego i musieliśmy go uśpić,żeby się nie męczył...
Te dwa przypadki najgorzej wspominam.. To było straszne..
I niecały rok temu, ktoś załatwił podle mojego kotka.
Nie wiem jak można skopać po mordce małą kicie? W taki sposób,aby połamać jej szczękę? Prócz tego podpalać ją papierosem? Do tego jeszcze przetrącić jej lewą tylna łapkę? Czym taka Kicia sobie może zasłużyć na takie potraktowanie?
Jego stan był ciężki. Weterynarz,powiedział,że jest szansa,że z tego wyjdzie,ale najgorzej wygląda sytuacja ze szczęką.Że operacja będzie dosyć kosztowna,a pewności,że będzie mógł normalnie jeść nie może Nam dać. Zdecydowaliśmy się jednak na tę operację.Niby szczęka była na zawiaskach,ale on już nie jadł,kiepsko się czuł..Po kilku dniach (które przeleżał non stop), zaczął dziwnie oddychać. Dostał jakiegoś krwotoku wewnętrznego i musieliśmy go uśpić,żeby się nie męczył...
Te dwa przypadki najgorzej wspominam.. To było straszne..
-
- Posty: 6826
- Rejestracja: 20 gru 2008, 23:08
- Imię: Ignac.
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: ciemności psychozy
Taaaa, ja do tej pory odczuwam pustkę po Hinacie. Owszem, były wcześniej chomiki, były ryby, za którymi też płakałam, jak umierały, tym bardziej, że ni cholery nie mogłam im pomóc, a umierały mimo wszystko przeze mnie =_= ale nie było sytuacji, żeby mnie "pogięło", a z Hinatką owszem.
Za niecały tydzień miną 3 miesiące odkąd nie żyje, a ja ciągle czuję pustkę. Nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy to zawsze tak się przeżywa. Wiersze akurat niewielu pisze, ale to moja forma wylania całego żalu. To aż trudno uwierzyć, że np. nigdy już nie położy się koło mnie, nigdy nie wejdzie na ramię, nigdy nie spojrzy mi w oczy. Śmieję sie jak niepełnosprytna do zdjęć, mam jedno duże, moim zdaniem najładniejsze, w ramce. Tylko to po niej zostało. No i jej siostra Hexe.
Dlatego z przerażeniem wstaję rano i zaglądam do duny, czy Hexe jeszcze żyje. Przeżyła całe swoje rodzeństwo, dzieci i nawet niektóre wnuki po siostrach, powinnam być z niej dumna i nie płakać, jak umrze, ale czuję, że bek pójdzie taki, że nie wiem, czy będę w stanie ruszyć się z domu. Na razie jej kibicuję, żeby dotrwała do kolejnych urodzin za 5 dni - 3 lata i 2 miesiące <3
Hinatka umarła też w pięknym wieku, miała 2 lata i 11 miesięcy. No i co z tego. Żyłaby dużo dłużej, gdyby nie ten je*any wylew. I tak była o tyle niezniszczalna, że żyła po nim jeszcze miesiąc, odratowaliśmy jej oko i doprowadziliśmy ją do jako takiego stanu. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, kiedy umierała, myślałam, że ma atak duszności, to jeden koszmar był. Na moich kolanach. Dzień wcześniej, na urodziny cyknęłam jej jedno z najpiękniejszych jej zdjęć, jest w moim wątku. Ono najbardziej powoduje, że krwawi mi serce, ale nigdy go nie skasuję. Była najpiękniejsza na świecie ^^
Za niecały tydzień miną 3 miesiące odkąd nie żyje, a ja ciągle czuję pustkę. Nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy to zawsze tak się przeżywa. Wiersze akurat niewielu pisze, ale to moja forma wylania całego żalu. To aż trudno uwierzyć, że np. nigdy już nie położy się koło mnie, nigdy nie wejdzie na ramię, nigdy nie spojrzy mi w oczy. Śmieję sie jak niepełnosprytna do zdjęć, mam jedno duże, moim zdaniem najładniejsze, w ramce. Tylko to po niej zostało. No i jej siostra Hexe.
Dlatego z przerażeniem wstaję rano i zaglądam do duny, czy Hexe jeszcze żyje. Przeżyła całe swoje rodzeństwo, dzieci i nawet niektóre wnuki po siostrach, powinnam być z niej dumna i nie płakać, jak umrze, ale czuję, że bek pójdzie taki, że nie wiem, czy będę w stanie ruszyć się z domu. Na razie jej kibicuję, żeby dotrwała do kolejnych urodzin za 5 dni - 3 lata i 2 miesiące <3
Hinatka umarła też w pięknym wieku, miała 2 lata i 11 miesięcy. No i co z tego. Żyłaby dużo dłużej, gdyby nie ten je*any wylew. I tak była o tyle niezniszczalna, że żyła po nim jeszcze miesiąc, odratowaliśmy jej oko i doprowadziliśmy ją do jako takiego stanu. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, kiedy umierała, myślałam, że ma atak duszności, to jeden koszmar był. Na moich kolanach. Dzień wcześniej, na urodziny cyknęłam jej jedno z najpiękniejszych jej zdjęć, jest w moim wątku. Ono najbardziej powoduje, że krwawi mi serce, ale nigdy go nie skasuję. Była najpiękniejsza na świecie ^^
ja śmierć moich wcześniejszych psiaków przeżyłam strasznie. nigdy nie była to śmierć ze starości, zawsze musiało się coś pokomplikować. najpierw zagryzienie jamniczki przez rottweilera, później kamienie w pęcherzu drugiego jamnika i zatrucie krwi moczem, choroba serduszka shnaucerki.
zawsze ciężko było mi się pogodzić ze stratą, pustka, brak sierści do głaskania pod ręką. mojemu ojcu bardzo trudno było zaakceptować nowego psa.
zawsze ciężko było mi się pogodzić ze stratą, pustka, brak sierści do głaskania pod ręką. mojemu ojcu bardzo trudno było zaakceptować nowego psa.
-
- Posty: 119
- Rejestracja: 30 lis 2010, 15:40
- Lokalizacja: Peron 6 karton 2
Re: Strata ukochanego zwierzątka
Tak, we poniedziałek samochód mi pieska przejechał ;(
Baardzoo ciężko płakałam ze 3 godziny ;/
Baardzoo ciężko płakałam ze 3 godziny ;/
Strata ukochanego zwierzaka porównywalna jest do straty bliskiej osoby. Tak napisali w jakiejś gazecie i muszę się z tym zgodzić. W listopadzie 2009 roku musiałam uśpić swoją kochaną sunię... Zachorowała na raka kości, niestety nic się nie dało zrobić. Dowiedzieliśmy się o tym pod koniec sierpnia. Boże, to było straszne. Wiecie co jest wtedy najgorsze? Że żyjesz ze świadomością, że niedługo nadejdzie TEN moment. I SAM musisz o tym zdecydować kiedy. Nikomu tego nie życzę. Ona miała tylko półtora roku...
W dzieciństwie straciłam swojego kochanego stróża, też psa, jego serce nie wytrzymało operacji. Miał 8 lat.
W dzieciństwie straciłam swojego kochanego stróża, też psa, jego serce nie wytrzymało operacji. Miał 8 lat.
Teraz to temat dla mnie.
Dziś odszedł mój ostatni myszoskoczek.
Straciliście kiedyś swego kochanego pupila? Straciłam 4 kochane myszoskoczki.
Jak to przeżyliście? Przy każdym jakoś inaczej to przeżywałam. Teraz jest w sumie najciężej, bo żył najdłużej i najdłużej był ze mną, od małego. Chociaz był małym dzikusem to go uwielbiałam.
Było Wam trudno? Chociaż mój pierwszy myszoskoczek umarł dwa lata temu, do dziś przeżywam każdego tak samo jakby to stało się w tej chwili.
Dziś odszedł mój ostatni myszoskoczek.
Straciliście kiedyś swego kochanego pupila? Straciłam 4 kochane myszoskoczki.
Jak to przeżyliście? Przy każdym jakoś inaczej to przeżywałam. Teraz jest w sumie najciężej, bo żył najdłużej i najdłużej był ze mną, od małego. Chociaz był małym dzikusem to go uwielbiałam.
Było Wam trudno? Chociaż mój pierwszy myszoskoczek umarł dwa lata temu, do dziś przeżywam każdego tak samo jakby to stało się w tej chwili.
- Cherry Bomb
- Posty: 707
- Rejestracja: 31 gru 2010, 12:59
Tak zawsze płaczę nawet po nie swoich zwierzątkach...moja ciocia miała pieska Tigera zmarł na raka wyłam po nocach za nim...rok temu straciliśmy z R świnkę morską Balbinkę Balbinka zmarła o 3 w nocy na rękach mojego R...płakałam bardzo,później ją słyszałam,została pochowana w nocy tego samego dnia pod blokiem w lasku,jakieś 2 lata temu straciliśmy chomiczka też bardzo po nim płakałam...uciekł z klatki i chyba wypadł przez balkon...też wyłam okrutnie...po każdym ptaszku który odchodził gdy tata R zmarł tez płakałam...a całkiem niedawno 2 miesiące temu odszedł Faifer piesek mojej przyjaciółki a sąsiadki R,mieszkają nad nami,piesek cudowny jamniczek słodziutki...poszłam się z nim pożegnać ryczałam razem z mamą przyjaciółki,to było straszne,do tej pory gdy wiedzę zdjęcia tych zwierzątek płaczę...Ludzie ja płacze nawet po każdym kocie którego widzę rozjechanego...i nie zapomnę widoku rozjechanego jeża przy moim bloku...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości